niedziela, 31 sierpnia 2014

Projekt Samo Się III- cz. 3- Sposoby na niepogodę

         Ostatnio uciekliśmy na urlop i ominęły nas 2 zadania w projekcie. Przyznam, że przy powrocie do rzeczywistości nie pomagała pogoda za oknem- ciągle padało i było ponuro.

 Na szczęście pogoda znowu do nas wraca, ale brak słońca to przecież nie powód żeby się nudzić.

Nasze sposoby na niepogodę

Po 1- Niepogoda

            Tak tak, my z Em czekamy na deszcz- ja uwielbiam jego dźwięk i zapach powietrza zaraz po a Em uwielbia kałuże. Gdy tylko kończy padać ubieramy się w płaszcze i kaloszki i oglądamy, biegamy, skaczemy,wariujemy,aż od śmiechu bolą nas brzuchy.



Gdy jednak pogoda jest brzydka cały dzień 
zostaje nam kreatywność mamusi:

Po 2- Klocki

    Wiem, wiem, temat oklepany, przecież każde dziecko ma przynajmniej jeden komplet klocków, ale co ja poradzę, że na zabawie z nimi potrafimy spędzić nawet całe pochmurne popołudnie. Budujemy domki, wieże i samochody, a gdy nam się znudzi ja buduję zwierzątka, naśladując ich głos a Emi zgaduje co to za zwierzątko było.Wymyślamy bajki od razu odgrywając poszczególne scenki, bo zabawa klockami to nie tylko układanie.





Po 3- Nowe zabawki.

     Nowe zabawki zawsze się sprawdzają, bo dziecko jest zaciekawione. Niestety mnie nie stać na nową zabawkę, za każdym razem gdy zaczyna padać, ale od czego jest kreatywność i dobry pomysł.

Jednego ranka mama wpadła na pomysł zrobienia kanapki. Z filcu i kleju zrobiłam 2 kromeczki chleba z masłem, wędlinkę ser, sałatę, pomidorki, jajko sadzone, ogóreczki i rzodkiewkę. 
Em dostała kanapkę rozłożoną na czynniki pierwsze i składała po kolei składniki nazywając je. Robiła też kanapeczki dla mamy z wymienionymi przeze mnie składnikami i takie od serca, które sama komponowała. Przyznam, że pomysł spontaniczny sprawdził się znakomicie a kanapeczka, to nasz pewniak na deszczowe dni.


























Kolejny pomysł na deszczowe dni- przeplatanka

Na kawałku kartonu namalowałam motylka, któremu dziurki wiertarką wywiercił tatuś. Kilka kreatywnych drucików i zabawka gotowa. Em przyjęła ją z entuzjazmem i muszę przyznać, że przekładanie idzie jej całkiem sprawnie.










W kolejce czeka jeszcze bucik ze sznurówką- w końcu wiązanie butów to też wyzwanie, więc pomysły na kolejne deszczowe wieczory już mamy. 






poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wakacje z dziećmi- co zrobić, żeby nie zwariować.



Po pierwsze- nastawienie.

Jeżeli jedziemy z dziećmi na wakacje to powinniśmy naładować akumulatorki na maksimum cierpliwości i spokoju. Wiem, wiem, to na wakacje jedziemy żeby się ładować, ale bez cierpliwości ani rusz. My wiedzieliśmy, że pogoda letnia się już skończyła, ale nam to nie przeszkadzało, bo po pierwsze mniejsza liczba turystów, a co za tym idzie większe bezpieczeństwo dla dzieci, a po drugie nie było obaw co zrobić z Lilką, gdyby słońce było zbyt duże. Nastawiliśmy się na relaks, zwiedzanie i dobrą zabawę więc jechaliśmy już zadowoleni. Przyznam, że obawiałam się strasznie samej drogi w końcu Lil ma dopiero 3 miesiące a przed nami było prawie 600 km w jedną stronę, ale koniec końców podróż upłynęła nam całkiem sprawnie. Zaopatrzeni w mleko dla Lilki i pieluszki dla Em z głową pełną rymowanek wyruszyliśmy. Z racji, że wyjazd był w nocy pół drogi obie przespały, drugie pół Em śpiewała i bawiła się z mamą. Końcówka była trudna, ale nie ma się co dziwić w końcu to 8 godzin w samochodzie. Nastawialiśmy się na znacznie gorsze podróżowanie.

Po drugie- oczekiwania

Przyznam, że na plaży widywałam  narzekające mamy, których dzieci biegały półnagie samopas, bo one chciały zakosztować odrobiny słońca, ale my nie rozczarowaliśmy się ani pogodą ani domkami, bo nie oczekiwaliśmy cudów na kiju. Przecież wyprawa na wakacje z dzieckiem to dla rodzica wcale nie są wakacje;) Wiem, że wiele blogowych mam narzekało na warunki na plaży, ale nie oszukujmy się dziecko nie da nam zrealizować własnych planów ( szczególnie tak małe) więc wyjazd powinien być planowany bardziej pod nie a nie pod nas- tym sposobem unikniemy rozczarowań. Em nie jadła śmieci z plaży, nie podnosiła niedopałków i nie uciekała, bo cały czas bawiła się z nami, więc była pełna kontrola.






Nie oczekiwaliśmy luksusów a jedynie dobrej zabawy i to było nam dane. Pojechaliśmy w składzie 6 osób dorosłych 4 dzieci starszych i nasza dwójka na dwa domki, wiec nianiek pod dostatkiem a czego rodzic może chcieć więcej na wakacjach?


Po trzecie- gadżety dla dzieci

Nasze pakowanie nie wyglądało za ciekawie, szczególnie, gdy oprócz toreb zaczęliśmy zbierać akcesoria dla małych, ale koniec końców zaradny mąż zaopatrzył nas w bagażnik dachowy i tym sposobem udało się nam zabrać wózek, który był już na straconej pozycji. Przyznam, że bez niego, chusty i łóżeczek dla małych nie dalibyśmy rady. Przydała się też niania elektryczna gdy chcieliśmy posiedzieć przed domkiem i podgrzewacz butelek, żeby nie budzić brata na dole.


Po czwarte- dużo humoru i kilogram fantazji J


Dobry humor to podstawa wakacji, nam go nie brakowało. Oprócz pozytywnego nastawienia przydała się kreatywność i fantazja mamy :).

Kąpiele Lil odbywały się z moim pełnym udziałem pod prysznicem. Z racji, że domki nie były ogrzewane całą kosmetykę pokąpielową musieliśmy przenieść do łazienki i tu niezbędny okazał się wózek, który służył za matę do leżenia i przewijania. Przyznam, że nie byłam zwolennikiem wożenia na wakacje wózka skoro mam chusty, ale teraz to nasz niezbędnik wakacyjny. Służył nie tylko Lilce jako środek transportu, miejsce do spania i zabawy zamiast leżaka, ale też pomagał nam, gdy na wyprawie Em robiła się senna i marudna. Mama chustowała Lil a Em lądowała w wózku. Chusta też była w pełni wykorzystywana na zmianę przez obie.








Domki 6 osobowe na zdjęciu wyglądały znacznie lepiej, ale od czego ma się fantazję? My wybraliśmy 4 osobową sypialnię na górze a na miejscu okazało się, że nie dość, że schody strome to barierki to tylko dwie deski w poprzek na jedną w pion. Mama zarządziła przemeblowanie. Szafki pojechały jako zabezpieczenie boków barierek a łóżko bez materaca położone w poprzek było bramką na schody :)



Po piąte- dodatkowa gotówka J


Wiem, wiem to przecież oczywiste, każdy kto jedzie na wakacje bierze ze sobą gotówkę, ale z dziećmi trzeba jej wziąć zdecydowanie więcej. Nasze bąki nie wyciągały za dużo, ale ceny nad morzem znacznie różnią się od tych w naszym mieście. Próba skosztowania świeżej ryby zawsze kończyła się w naszym przypadku rachunkiem jak za 4 zwykłe obiady więc rezerwowa gotówka ratowała nam skórę na powrocie.


Po szóste- większy skład


Szczerze nie wiem, czy wybrałabym się tak daleko tylko z mężem i dziećmi. Dużo osób to spore zamieszanie, ale też dużo nianiek. Dzięki temu, że mieliśmy z kim zostawić małe na drzemce czy w nocy udało nam się wyrwać na parę chwil bez dzieci.



Wakacje zaliczam do naprawdę udanych i mimo braku gwarantowanej pogody bawiliśmy się świetnie. Mam nadzieję, że za rok uda się nam powtórzyć wyjazd w poszerzonym o kilka osób gronie.



środa, 13 sierpnia 2014

Co to jest?



Em uwielbia czytać. Codziennie przed snem obowiązkowo musi być  bajka na dobranoc. W naszym wydaniu te bajki to nie do końca bajki, bo Em nie skupia się jeszcze na treści a na obrazkach, ale mamy książeczki, które pomagają nam uczyć się nowych słów i są niezwykle zajmujące.

W tym tygodniu opowiem Wam o książeczkach Małgorzaty Strzałkowskiej

Seria składa się z 6 książeczek: „ W pokoju”, „ W łazience”, „ Na łące”, „ Na podwórku”, „ W drodze” i „ Ale zabawa!”







 Książeczki opisują dziecku otaczający świat przez zabawne rymowanki  z zapytaniem 

” Co to jest?”

Przy każdej zagadce- rymowance widać fragment obrazka, jakie dziecko ma zgadnąć, co ma za zadanie ułatwienie zabawy.


 Na końcu książeczki jest dwustronicowy obrazek podsumowujący poznane przedmioty, czy zwierzęta i pokazujący znacznie więcej.




Książeczki są kolorowe z ciekawymi ilustracjami i zajmują nas na długi czas. Dzięki nim Em poznała nazwy wielu przedmiotów i zwierząt. Em najbardziej lubi książeczki „ Na podwórku”, „ W drodze”  i „ Na łące”. 

Ulubiona zabawa to odwracanie książeczki na ostatnią i odkrywanie nowych słów.
Początkowo Em pytała po kolei: Co to jest?





Gdy nauczyła się nazw poszczególnych rzeczy zaczęłyśmy zabawę w drugą stronę. Ja pytałam: Gdzie jest..., a Em pokazuje.., lub zabawę w Co to jest? Ja pytam a Em odpowiada. Teraz wzbogacamy zabawę jeszcze o dźwięki jakie poszczególne przedmioty/ zwierzęta wydają a w następnej kolejności będziemy poznawały kolory. 








 Myślę, że książeczki posłużą nam jeszcze długi czas a przy odrobinie fantazji można je wykorzystywać na wiele sposobów do zabawy i nauki.

A tutaj filmik:







*My swoje książeczki kupiłyśmy w Empiku :)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Dlaczego właśnie blog


     Wiem, że ze mnie słaby bloger. Wejścia na moją stronę mieszczą się w kategorii bloga niszowego, a liczba lubisiów na facebooku nijak się ma do liczby odsłon bloga. Wielu polubiających przychodzi tylko na konkursy, choć nie mam im tego za złe- lubię się dzielić swoją twórczością. Mój blog nie robi furory, nie mamy cudownych stalówek ani gotowych rozwiązań na bycie super mamą więc po co?

Po 1.Żal

     Mój blog powstał, bo nie mam się komu pożalić, gdy przychodzi kryzys. Nikogo nie interesuje jak ciężko jest być mamą- wszyscy oczekują radości i zachwytu nad własnym maleństwem. Bliscy i rodzina nie chcą lub nie widzą, że może być naprawdę ciężko. Na początku dzielnie znosiłam wszystko dusząc w sobie, potem próbowałam rozmawiać z mężem, ale nie był w stanie powiedzieć mi to co chciałabym usłyszeć. Każdy stwierdzał, że przesadzam, że dam rade, że jeszcze tylko...... Wtedy wpadłam na pomysł prowadzenia bloga. Mogę napisać tu co mnie boli, jak jest mi ciężko i smutno. Jak macierzyństwo z jednej strony daje mi ogrom radości a z drugiej stawia bariery, z którymi nie umiem sobie poradzić. Wypisanie się to tak jak wykrzyczenie swoich problemów. Wiem, że niektórzy uważają, że mogłabym np. prowadzić pamiętnik, ale do pamiętnika nikt nie zajrzy a na bloga mimo, że niewielu zawsze znajdzie się dobra duszyczka, która wyczuje moment i da mi powera na kolejne dni. Kobiety- pocieszycielki, wspaniałe duszyczki dzięki którym daję radę. Nie raz już wzruszałam się nad Waszą bezinteresowną pomocą i wsparciem. Nie znam Was, pewnie nigdy nie spotkam ale chcę wam powiedzieć, że stałyście się mi bliższe niż przyjaciółki.

Po 2. Chęć pochwalenia się

Siedzenie na urlopie macierzyńskim, gdy kończy się jeden a okazuje się, że za chwilę zniknę na drugim uwstecznia. Mam ten komfort, że po studiach podjęłam pracę w przedsiębiorstwie mamy więc żaden pracodawca nie zarzucił mi niczego i swobodnie mogłam cieszyć się  wychowaniem córci. Praca spedytora- możliwość pracy w domu- bajka- do czasu. Firma wycofała się ze spedycji, u mnie pojawiła się druga ciąża więc perspektywa powrotu znikła jak bańka mydlana. Siedzenie w domu z dzieckiem to cudowne doświadczenie, ale niestety niezbyt rozwijające a perspektywa spędzenia kolejnego roku w domu była przytłaczająca. Jestem typem człowieka, który kocha pracę- nie ważne w jakim wydaniu, więc zaczęłam się nudzić. Zanim pojawiła się Em rozwijałam pasję do decupagu ale w bloku nie byłam w stanie jej realizować- za dużo farb, klejów i brak warunków, bo pokoje małe i mogłabym tworzyć tylko w kuchni. Zaczęłam szyć. Pierwsze sztuki nie były cudowne, ale były moje. Cieszyłam się jak dziecko mogąc zwęzić sobie spodnie, czy uszyć coś dla Emi. Z czasem ta pasja zaczęła się rozwijać coraz bardziej, ja zaczęłam szyć coraz bardziej złożone rzeczy i chciała się pochwalić. Szukałam kogoś, kto oceni moje prace obiektywnie, bo bliscy nie zawsze byli ze mną do końca szczerzy więc taka strona dała mi możliwość pokazania tego co tworzę, aby inni mogli powiedzieć, czy to co robię jest dobre. Poza tym, że mogę pokazać swoje pasje pokazuje też moje zabawy z Em. Opieka nad moimi córeczkami  to obecnie moja praca, więc chcę ją wykonywać jak najlepiej. Dlatego też pokazuje nasze zabawy, aby  może kogoś zainspirować ale przede wszystkim aby pokazać sobie i innym, że wychowanie dzieci to nie tylko “siedzenie w domu” i nic nie robienie, to ciężka harówa, która mam nadzieję w przyszłości zaowocuje.

Po 3. Potrzeba gadania

Ten kto mnie zna wie, że z natury jestem typem gaduły. Mówię dużo i mam wyrobiony światopogląd na pewne sprawy, więc blog daje mi możliwość wypowiedzenia się w ważnych dla mnie kwestiach kiedy chcę i w jakiej formie chcę. Możliwość wyrzucenia z siebie swoich przemyśleń nie tylko sprawia, że czuję się lepiej ale daje mi możliwość powrotu po jakimś czasie do tego posta i spokojne przemyślenia.

Po 4. Chęć pomocy

Pomoc innym to dla mnie nieodłączny element życia. Wychowywał mnie babcia, dla której pomoc innym była czymś normalnym i ja nie potrafię inaczej. Blogsfera to miejsce, gdzie mamy chętnie pomagają innym, gdzie dzielenie się radą czy pomocą nie jest czymś nadzwyczajnym i ja chciałam należeć do takiej społeczności. W życiu codziennym nie zawsze zauważamy potrzebujących, szczególnie gdy większość dnia spędza się w domu a na blogu jest mnóstwo osób, które szukają pomocy- nie tylko materialnej, ale znacznie częściej wsparcia i dobrego słowa. Poza taką, świetną pomocą jest polecanie produktów. Świeżo upieczona mam nie zawsze wie co trzeba a co kompletnie jest zbędne przy dziecku więc podczytując kilka blogów parentingowych może dowiedzieć się co sprawdziło się u innych mam. Ja sama mam kilka takich blogów, u których polecane produkty znakomicie sprawdziły się u mnie.

Po 5. Znajomości

Prowadzenie bloga pochłania czas i energię ale daje też sporo możliwości poznania nowych i ciekawych  ludzi. Jak pisałam na początku ja mam kilka takich duszyczek, które zawsze mnie wesprą w trudnych dniach. Sama też staram się być taką duszyczką i wspierać inne mamy. Dobre słowo naprawdę znaczy wiele dla załamanej mamy. Poznaję tu wspaniałe mamy, które mnie inspirują i umacniają w dalszej wierze w siebie i w swoje możliwości

Kochani- dziękuje, że jesteście ze mną