środa, 28 stycznia 2015

Zabawa w lekarza

Zestaw lekarski, to zabawka, która już jakiś czas temu zagościł w naszym domku. Emisia uwielbia zabawę w doktora. Badamy się nawzajem, badamy lalki i Liliankę. Emi posiada 2 zestawy- drewniany z walizeczką i plastikowy. Zmieszane razem prawie mieszczą się w walizeczkę tylko jeden stetoskop zostaje na walizce. Dlaczego 2 zestawy? Drewniany posłuży dłużej ze względu na trwałość, ale plastikowy wydaje odgłosy bijącego serca, świeci i pokazuje temperaturę. Z racji tego, że nie chciałam za chwilę kupować jej nowego zestawu wzięłam dwa z myślą, że teraz Emi bardziej zainteresuje się plastikowym ( grającym) a gdy ten się zniszczy zostanie drewniany do którego Emi już zdąży dorosnąć. Jak na razie oba zestawy traktowane są z szacunkiem i nic się jeszcze nie rozpadło, ale to się zmieni, jak tylko Lilka zacznie świadomie uczestniczyć w zabawie;).

















czwartek, 22 stycznia 2015

Dzień babci i dziadka.


W tym roku wszystko na wariackich papierach. Na początku miałam w planach zrobić dziadkom magnesy na lodówkę ze zdjęciami dzieci, albo fotokalendarz, ale szkoła i egzaminy pochłonęły mnie zupełnie. Nie zdążyłam zamówić. Pomysłów brak, aż tu mąż wymyślił, że upieczemy wielki piernik w kształcie serca wpakujemy to w celafon i już –prezent idealny.

Pierwsze ciasto na pierniczki dostaliśmy od sąsiadki- jej pierniczki idealne, co może się nie udać?
Wszystko. Ciasto wyszło za rzadkie i nie dało się z niego nic wykroić. D. wypiekł ten placek, ale nie dawała się do niczego, więc zaczęłam szukać przepisu na wyrabiane ciasto, żeby było zwarte i można było wykrawać foremki. Wybrałam się do sklepu po foremki i coś do rozprowadzania lukru. W sklepie tylko małe foremki, więc zmieniliśmy pomysł, na paczuszkę małych kolorowych pierniczków.

Ciasto wyszło fajne więc i kształty dało się ładnie wycinać. Emi pomagała tacie w wycinaniu chwila w piekarniku i gotowe

Dziś zaczęłyśmy ozdabianie

Zrobiłam lukier. Podzieliłam na porcje i dodałam barwnik spożywczy. Tym sposobem uzyskałyśmy piękny kolorowy lukier. 




Emi chciała sama ozdabiać. Zabawy i podjadania było przy tym co niemiara, a i efekt całkiem przyzwoity. 















Jak wam się podoba?





Teraz tylko poczekać aż lukier stężeje, zapakować w celafon i prezenty gotowe :D

wtorek, 20 stycznia 2015

Nie stać nas na kolejne dziecko….


W moim otoczeniu jest naprawdę sporo młodych mam. Wiele z nich planuje rodzeństwo dla swojego dziecka ale jest część takich, które jak mantrę powtarzają, że nie stać ich na kolejne dziecko.

Z racji, że Lilka skończyła 8 miesięcy, zaczynam słyszeć pojedyncze głosy czy planujemy kolejne. Już nie jest to stwierdzenie, że musimy mieć drugie, bo w końcu wyrobiliśmy normę więc pytanie o trzecie jest już stonowane i wyważone, Gdy mówię, że planuję jeszcze 2, ale dopiero za 2-3 lata, słyszę tylko „ Stać was na 4 dzieci?”.

Te lub podobnie brzmiące zdanie od razu wprawiają mnie w złość. Na początku próbowałam delikatnie wyjaśnić rozmówcy, że dla mnie dziecko nie jest, nie było i nigdy nie będzie kosztem. Dla mnie to tylko wartość dodana i nie przeliczam go na pieniądze. Wtedy często słyszę no tak was na to stać w naszym wypadku to niemożliwe. I tu pojawia mi się pytanie: „ Na co konkretnie Was nie stać?”. Odpowiedzi jak w kalejdoskopie do wyboru do koloru:

- droga edukacja: przedszkole, szkoła, korepetycje
- drogie ciuchy
- droga wyprawka
-mały dom
- za małe auto itp., itd.

Ostatnio nawet słyszałam, że ktoś wyliczył, że wychowanie dziecka to koszt kupna mieszkania w Warszawie. 
Szczerze?Ttakie wyliczenie robi na mnie wrażenie jak to, że gdyby palacz nie palił kupiłby sobie porsche. Jakoś u niepalących porsche nie widzę a u bezdzietnych mieszkanie jedno.

Pieniądze to rzecz do realizacji celów a nie cel sam w sobie, więc prawda jest taka, że czy z dziećmi czy bez wydatków jest zawsze więcej niż dochodu ;). A tak serio, to czy dziecko potrzebuje nowych markowych ciuchów i najnowszych zabawek z Fisher Price? Czy dziecko musi mieć oddzielny pokój o powierzchni min. 15 m2. Czy dziecku da szczęście samochód prosto z salonu?

Dziecko to nie koszt, to nie wyrzucona w błoto kasa, to wartość dodana. Nie da się przeliczyć miłości, oddania w oczach, smutku i uścisków. Nie da się przeliczyć dumy i radości i tego ogromnego wzruszenia, gdy zrobi/ powie coś niesamowitego (btw. dla mnie wszystko co robią jest niesamowite). Nie da się policzyć pocałunków i słowa Kocham. Nie jesteśmy w stanie wycenić ich uśmiechu i naszych łez. Nie podliczymy wspomnień i szczęścia.

Więc jak można traktować dziecko jak koszt? Szczerze nie wiem, jak można wyliczyć czy nas stać na kolejne dziecko czy nie. Może ja jestem jakaś zacofana a w necie istnieje specjalny kalkulator kosztów, który przy naszych dochodach wylicza dopuszczalną liczbę dzieci, byśmy my nie musieli rezygnować z należącego się nam standardu. Dla mnie zrównanie macierzyństwa/ ojcostwa do kosztów/ strat oznacza, że ktoś nie ma pojęcia czym to macierzyństwo/ ojcostwo jest.

Czy naprawdę można stwierdzić, że stać nas na nowy samochód, zagraniczną wycieczkę a dziecko już nie. Czy dzieci to małe gąbeczki, które rodzą się z wszczepionym programem wysysania kasy od rodziców czy to tylko nasza wygoda pozwala nam na myślenie o kolejnym dziecku jak o koszcie? Bo przecież wycieczka na Kanary czy nowe kino domowe brzmi ciekawiej niż kupa prania i płaczący bobas.

U nas kolejne dziecko było w myślach, ale nie planowaliśmy tak szybkiego powiększenia rodzinki. Gdy teraz patrzę na te moje cuda to wcale nie żałuję i nie rozumiem. Dla mnie koszty związane z dziećmi to pampersy, bo większość wyprawki Emi służy należycie dla Lilki.

Nie mogę pojąć fenomenu, że dobrze sytuowane pary zawsze argumentują się tym, że nas nie stać na kolejne, a te średnio zamożne jakoś stać, nawet na więcej niż 2.

Zastanawiam się ilu z nas by nie było, gdyby nasi rodzice kierowali się tą pokręconą logiką zamiast miłością.

Wiecie nie neguję czyjejś decyzji o chęci lub braku chęci posiadania dziecka. Znam pary, które nie mają bo nie chcą jeszcze i już. Nie chcę nie mam- rozumiem, ale zwalanie na sytuację materialną to troszkę zrzucanie odpowiedzialności z siebie. Nie chcę nie mam- ok. muszę czasami odpowiadać na niewygodne pytania- czemu? ale to moja decyzja godzę się z jej konsekwencjami nic nikomu do tego, ale argument nie stać nas brzmi: ”Wiesz marzy mi się kolejne, ale chwilowo nie mam na nie kasy”. Czyli co? Wystarczy, że zmienisz pracę i już, czy potrzebujesz nowego domu?

W końcu jak można mieć dzieci, gdy każde z nich nie ma własnego pokoju- to nie do przyjęcia.


Ja jestem taką niedobrą mamą i mam 2 dzieci a tylko jeden pokój- oj niedobra ja. Nie wiem, czy udźwignę te obciążenia finansowe jak będę miała więcej, w końcu już jestem w plecy jakiś milion (2 mieszkania w Warszawie), a tu w planach kolejny milion z przeznaczeniem na pociechy. To zabawne, ale czuje się naprawdę bogata i to nie przez to ile mogłabym zaoszczędzić gdybym nie miała dzieci, ale przez to jak poznaję siebie dzięki nim i wiecie co? 

Te miliony mogą się w buty schować gdy wzbogacam się wewnętrznie, bo tego bogactwa nie da się przeliczyć, to co najcenniejsze nigdy nie dało się zmierzyć w pieniądzu i w  takim bogactwie warto jest żyć. 

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Kuchnia dla dzieci DIY




Przyznam bez bicia, że zrobienie kuchni nie jest takie łatwe jak się nie ma odpowiednich materiałów. My robiliśmy kuchnię ze starej szafki, a płyta wiórowa to nie jest łatwy materiał, więc mąż się troszkę namęczył z wycinaniem i dopasowywaniem poszczególnych elementów.





W trakcie wyszło wiele błędów i dziś robilibyśmy ją nieco inaczej, ale jak na domowe warunki moim zdaniem wyszła rewelacyjna. 




Całość miała jak najbardziej oddawać rzeczywistą kuchnię.

Palniki (kupiłam w chińczyku za 8 zł)  podklejone pod spodem papierem tablicowym


Zlew zrobiony z miski z wyciętym otworem na odpływ (ok. 14 zł) + kran (znaleziony w piwnicy u dziadka)


Piekarnik- robiony transferem ( jak zrobić transfer pisałam tutaj) i wymalowany na srebrno.


Szuflada na akcesoria kuchenne, żeby dodatki nie zagracały półeczek.
Do tego kółka, zawiasy i uchwyty koszt jakieś 50 zł

Całość bez akcesoriów + ozdabianie (farba, masa plastyczna do ornamentów, lakier) koszt ok. 100-150 zł + oczywiście kilka wieczorów intensywnej pracy (tu wielkie brawa dla męża za cierpliwość i spełnianie moich zachcianek :*)

Koniec końców kuchnia wyszła znacznie tańsza niż gdyby była kupiona w sklepie a jej indywidualny charakter sprawia, że wygląda znacznie efektowniej.










(Siatka na warzywa pleciona ze sznurka) 














Emisia zachwycona nową zabawką i w końcu mam czas na kawkę, gdy ona zajmuje się gotowaniem obiadku :)