wtorek, 31 marca 2015

Współczesne dzieciństwo

Czuję wyrzuty sumienia, gdy nie wyjdę z nimi na spacer, bo w końcu dziecko najlepiej się dotlenia i jest zdrowsze gdy wychodzi.

Zadręczam się, gdy  w ciągu dnia nie znajdę czasu na kreatywną zabawę, w końcu nie stymuluję dziecka wystarczająco intensywnie.

Mam ogromne poczucie winy gdy muszą bawić się same, w końcu dobra mama powinna umieć wymyślić twórczą zabawę i w pełni się jej oddać z dziećmi

Przecież są mamy, które bawią się z dziećmi non stop i to mega kreatywnie. Są mamy, które posyłają dzieci do najlepszych prywatnych przedszkoli, gdzie dziecko jest stymulowane przez cały czas. Są mamy, które nie pozwalają dzieciom się nudzić. A ja?

Czasami siadam sobie na kanapie i obserwuje, jak moje maleństwa się bawią i nachodzi mnie refleksja.

Ja nie pamiętam, by ktoś się ze mną bawił, nie chodziłam do przedszkola i nie miałam interaktywnych zabawek a wyrosłam na całkiem mądrą kobietę, z poczuciem smaku i kreatywnym zacięciem, więc czy jak odpuszczę swojemu dziecku to czy ono samo przestanie być stymulowane?

Obserwuję otoczenie i  dzisiejszy świat i zastanawiam się czy my dorośli przypadkiem nie narzucamy naszym dzieciom jak mają żyć.

Kiedyś człowiek znikał na całe dnie, wracał jedynie na obiad i uczył się komunikacji z rówieśnikami, rozwiązywania konfliktów, podporządkowania w grupie, bądź bycia jej liderem. Spotkał się ze strachem, zdartym kolanem i problemami nie do przeskoczenia na które sam musiał znaleźć rozwiązanie.Nam nikt nie pomagał rozwiązywać problemów a jakoś potrafimy je rozwiązywać, nam nikt nie pomagał nazywać emocje a umiemy je nazwać, nam nikt nie pomagał radzić sobie w stresie, a też to potrafimy. Za nami rodzice nie biegali, nie pomagali w każdym problemie a jakoś nie czujemy się przez to gorsi czy wycofani społecznie.

Dziś otoczeni przez dorosłych nie podejmują samodzielnie decyzji. Wiem, przecież dzieci same mogą zdecydować co założą ( moja 2 latka jest tego przykładem J), co zjedzą na śniadanie, w co będą się bawić, ale w ich otoczeniu zawsze jest jakiś dorosły. Nawet gdy zostawiamy je same żeby się pobawiły to jak satelity krążymy wokół swoich pociech gotowi przybiec na każde zawołanie, gotowi rozwiązać każdy problem i zjednać waśnie. Niektórzy szantażują dzieci, inni mozolnie tłumaczą inni krzyczą, ale nikt nie zostawia dziecka z problemem. No jak tak można, żeby dziecko samo musiało poszukać rozwiązania. Co by byli z nas za rodzice, gdybyśmy nie zareagowali a zostawili dziecko samo sobie. Na 100% zniszczylibyśmy jego poczucie własnej wartości. Po takiej porażce wychowawczej nasze dziecko już nigdy by się do nas nie zwróciło z żadnym problemem a my mielibyśmy świadomość, że zniszczyliśmy ich poczucie bezpieczeństwa.

Dzisiejsze dzieci, które się nudzą, gdy nikt ich nie stymuluj, które każdą decyzję podejmują przy wcześniejszej konsultacji z rodzicem, które uczone są, że nie muszą się dopasować do społeczeństwa, bo w końcu obok jest rodzic, który stanie w ich obronie żyją w klatce pseudo autonomii, bo przecież gdy chcą pobawić się same to jesteśmy w pokoju obok, lub w zasięgu wzroku i każdy powinien być zadowolony. Naprawdę? Czy na tym ma polegać uczenie dzieci, że zamiast pozwolić im kilka razy „upaść” za każdym razem chwycimy je w locie by wytłumaczyć co mogłoby się stać gdyby nas nie było:

-„ Uważaj, bo upadniesz”

- „ Widzisz co mogło się stać?”

Ile z tego pojmie dziecko, skoro nigdy tego nie doświadczy.

Sami wspominamy nasze dzieciństwo jako cudowny czas wolności, braku ograniczeń, zdartych kolan i pełni szczęścia. Przecież takie dzieciństwo, z tajemnicami przed rodzicami, z kolegami z dala od wzroku dorosłych, z doświadczeniem, bójkami, uczeniem się kompromisów, dotrzymywania tajemnic, przyjaźni na całe życie to to, czego nam brakuje gdy patrzymy na dzieciństwo  naszych dzieci.

Pytanie tylko jak one mogą w pełni czerpać z dzieciństwa skoro my jesteśmy ciągle obok nich. Jak mają się nauczyć rozwiązywania konfliktów, skoro jesteśmy za nimi podsuwając im gotowe rozwiązania, jak mają doświadczyć zdartych kolan, skoro je zawsze złapiemy, jak mają nauczyć się współistnienia w grupie, skoro grupa ma zawsze lidera w osobie dorosłego.

Dziś nie pozwalamy dzieciom się nudzić, a przecież to właśnie nuda wyzwalała w nas największą kreatywność. Dziś wyjście na dwór to spacer z mamą a przecież my spędzaliśmy na dworze całe dnie, bez względu na pogodę. Nie pozwalamy doświadczyć połowy rzeczy, których my doświadczaliśmy bo coraz to nowe nurty rodzicielstwa nakładają na  nas łańcuchy ograniczeń. Boimy się, by dziecko się do czegoś nie zraziło, by się nie przestraszyło, by się nie zamknęło i nie wzięło czegoś do siebie.

Dochodzimy do absurdu, gdzie rodzic, który nie poświęca 100% swojego czasu dziecku, który nie stymuluje go na każdym kroku, który nie wczuwa się za każdym razem w problemy dziecka jest złym rodzicem.

Dzieci to dzieci, one uczą się od nas jak powinno wyglądać życie w rodzinie i społeczeństwie, ale za nich życia nie przeżyjemy, a szykując im gotowe formułki na wszystko ograniczamy nie tylko ich wolność, ale przede wszystkim zdolność samodzielnego myślenia i wiary we własne osądy. Pozwólmy dzieciom zdzierać kolana, kłócić się o zabawki, szaleć na trzepakach i biegać bez celu po podwórku. Pozwólmy im bawić się patykami i siedzieć na podłodze przesuwając klocki. Nie stymulujmy na każdym kroku i nie uczmy własnych zabaw, niech same uczą się nie nudzenia, niech same rozwijają swoje talenty, niech same uczą się komunikacji z rówieśnikami i rozwiązywania problemów.

Poświęcajmy im czas i dużo rozmawiajmy, ale nie zapominajmy, że my już swoje dzieciństwo przeżyliśmy więc pozwólmy naszym dzieciom przeżyć je po swojemu.  Niech one też mają cudowne wspomnienia.

wtorek, 24 marca 2015

Gdy patrzę w twoje oczy...


Córeczko gdy patrzę w Twoje oczy czytam w nich przyszłość.

Widzę Cię jako dorosłą niezależną kobietę, dla której nic nie jest niemożliwe. Widzę nas razem na kanapie, nasze wspólne nocne rozmowy przy kubku herbaty. Widzę nasze kłótnie o kosmetyki i chłopaków, twój bunt i pierwsze miłości. Widzę, jak pocieszam Cię po złamanym sercu i pomagam kupić sukienkę na studniówkę. Widzę Twoje zakochania, poszukiwania, rozczarowania i sukcesy. Widzę siebie obok, gotową być przy Tobie zawsze i wszędzie. Widzę Twój ślub, na którym tańczę do upadłego, albo skromne wesele, gdzie jemy tylko obiad. Widzę swoje wnuki tak bardzo podobne do Ciebie a jednak całkiem inne. Widzę siebie, jak gotuję niedzielne obiadki, byś mogła w ten dzień odpocząć i przyjechać do mnie w odwiedziny.

Gdy patrzę w Twoje oczy widzę przeszłość. Twój pierwszy płacz i moją radość gdy Cię ujrzałam, widzę Twój pierwszy uśmiech i pierwszy ząb. Widzę jak z niepokojem patrzyłam na Twoje choroby i stłuczone kolana. Pamiętam pierwsze słowa, pierwszy krok i pierwszą noc poza domem. Pamiętam mój niepokój i radość, że jesteś tak samodzielna.

Gdy patrzę w Twoje oczy widzę teraźniejszość. Twoją zaradność, sposób rozumowania i to jak szybko się rozwijasz. Widzę Twoją zazdrość i ogromną miłość. Widzę Twoją troskę i ogrom empatii jaka obdarzasz wszystkich dokoła. Widzę Twoje frustracje i radości i cieszę się, ze mogę je z Tobą przeżywać.


Gdy patrzę w Twoje oczy zapominam

Zapominam o troskach, bo Ty jesteś obok. Zapominam o lęku i o tym, że z czymś mogłabym sobie nie poradzić. Ginę w Twoim spojrzeniu. Te cudowne oczy nastrajają mnie na myślenie tylko o Tobie i Twojej siostrze, bo w Waszych oczach widać cały świat.

Gdy patrzę w Twoje oczy widzę ciekawość świata i fascynację tym co Cię otacza. Zastanawiam się, kim będziesz gdy dorośniesz. Nie mogę się doczekać kiedy zobaczę jak dorastasz, ale jednocześnie nie chcę strącić nawet minuty z tego co jest dziś.

Jeszcze wczoraj byłaś malutkim bobaskiem, który położyli koło mnie w beciku a dziś już tak wiele potrafisz.

Fascynujesz mnie ogromnie i dajesz ogrom inspiracji. Dla Ciebie jestem w stanie zmienić cały świat, ale najważniejsze jest to, że dzięki Tobie zmieniam się ja.

Dziękuje Ci za to,

Mama

środa, 18 marca 2015

Pełnia szczęścia



Dzieci zmieniają nie tylko nasze życie, ale tez światopogląd i odbieranie codzienności.

Dla mnie doświadczenie z bycia mamą jest tak bogate i ogromne, że gdyby nie ono podobne zbierałabym pewnie całe życie. Umiejętność organizacji, wyrażania emocji, nauka codziennych czynności, tłumaczenie i szukanie w  sobie sił to przecież umiejętności na całe życie.

Gdyby nie one kimże bym była?  Kolejnym króliczkiem korporacji, czy bezwzględną panią mecenas w ołówkowej spódnicy i z teczką pod pachą. Nigdy nie znalazłabym tych pasji, które dają mi szczęście, nigdy nie poznałabym siebie i swoich słabości. ? Nie miałabym szansy uczyć się panowania nad emocjami, pokory i spokoju.

Gdyby nie one moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Zmieniłam się. Widzę to ja, widzi to mój mąż, widzą to bliscy. Dziś cieszę się każdym dniem, dziś radość sprawiają mi codzienne czynności. Poranna kawa przed komputerem, dobra książka i chwila ciszy wieczorem, długi spacer z bąkami, wycieczka do biblioteki, obieranie z Emi szyszki to te chwile, które sprawiają, że widzę jak cudowne jest moje życie.

Pełnia szczęścia, nirwana, raj- nie to moja codzienność.

Jasne bywają dni, że mam dość, że mój raj mnie przytłacza, że marzę tylko o tym, żeby uciec jak najdalej, ale po chwili słyszę ich śmiech gdy bawią się z tatą, wielkie oczy Emi, gdy pyta:  „Co się dzieje kochanie?”, kolejny ząbek Lili, albo któreś z rzeczy wykonanych przeze mnie i nagle to dostrzegam. Widzę wyraźnie, że mam wielkie szczęście. Kochający mąż, zdrowe i cudowne dzieci, dom, prace, studia i możliwość realizacji pasji. Byłabym głupia, gdybym nie zauważyła jak wiele zostało mi dane. Byłabym ślepa nie widząc, jak wielkim szczęściem zostałam obdarzona. Byłabym niepokorna, gdybym nie umiała tego docenić.

Pełnia szczęścia, czy czegoś mi brakuje?

W codziennym życiu łatwo zatracić się w pędzie za nowym celem, łatwo zapomnieć co w życiu naprawdę jest ważne, łatwo jest dać ponieść się emocjom i potem żałować, a dużo trudniej jest pamiętać, jak wiele się ma.

Dużo trudniej przychodzi przypominanie sobie cudów dnia codziennego, gdy mamy gorsze dni, ale się nie poddaje. Codziennie staram się czymś podziękować moim córkom za to, że są, za to jak mnie zmieniły na lepsze i za to jak wiele mnie nauczyły. Codziennie staram się podziękować też swojemu mężowi, za to, że tyle ze mną wytrzymał, za to, że chętnie pomaga mi przy dzieciach i za to, że jest moim oparciem. Codziennie staram się pamiętać jak wiele mam i z czego powinnam się cieszyć.

Zapominam o narzekaniu i zrzędzeniu, zapominam o nieposprzątanym domu i praniu, zapominam o  tym co przyziemne i błahe a skupiam się na tym co ważne. Na chwilowej możliwości złapania własnych myśli w ciągu dnia, na możliwości pełnego uczestniczenia w życiu moich dzieci, na tym, jak życie potrafi zaskakiwać każdego dnia.


Nie patrząc w wstecz, nie oglądając się za siebie żyję pełnią sił, ciesząc się z tych chwil, które zostaną ze mną na całe życie.

wtorek, 10 marca 2015

Książki są ważne





Zachęcamy dzieci do czytania książek, przecież tak mało Polaków sięga po tą formę relaksu. Statystyki są nieubłagane, Polacy nie czytają książek.


Nasze dzieci są inne. Chcemy, by poznawały świat, więc podsuwamy im pod nos coraz to nowsze i bardziej kolorowe pozycje, żeby tylko przyswoiły sobie taką formę poznawania świata (sto razy lepszą zresztą niż TV). Dla mnie bomba. Kocham książki, uwielbiam je czytać a gdy nie mogę do jakiejś zajrzeć przez miesiąc to mnie nosi. Uwielbiam formę pisaną, możliwość osobistego tworzenia postaci, własnego wyobrażenia czasu, miejsca i co najważniejsze tego zżycia się z głównym bohaterem.


Książki w porównaniu do telewizji, może w pierwszym starciu wyglądają blado, no bo jak mają wypaść biało czarne kartki na tle kolorowego pudełka, ale po chwili nasza wyobraźnia wiedzie prym nad ukształtowanym nam przez telewizję obrazem. We własnej wyobraźni bohaterowie, są nam jakby bliżsi, miejsca akcji są nacechowane naszymi osobistymi doświadczeniami. Dumamy z postacią, śmiejemy się z nią i płaczemy. W tym starciu bez dwóch zdań wygrywają książki.


Książki pomagają nam też rozwijać się intelektualnie. Zdania złożone, nowe słowa miejsca i sytuacje nie raz wymuszają na czytelniku doszlifowanie wiedzy, by właściwie odebrać pokazany w książce obraz. Nikt nas do tego nie zmusi, niemniej, to daje możliwość poszerzania swojej wiedzy. Książki to samo dobro, ale czy wszystkie?

Książka to nie tylko słowa i moc wyobraźni. Książki tak jak telewizja kształtują ludzi, zmieniają ich światopogląd poszerzają wiedzę i uczą.

Młodzi ludzie tak bardzo podatni na wpływy z zewnątrz, kształtowani przez środowisko w jakim wyrastają powinni mieć odpowiednio dobrane pozycje literackie tak, by ich światopogląd opierał się na istotnych wartościach moralnych a język stawał się bardzo bogaty.


O ile u małych dzieci dobór książek jest zawsze przemyślany i dokładny (przecież nie da się przeczytać 2-latkowi oryginalnej baśni Andersena), o tyle już dzieci starsze moją więcej do powiedzenia co i w jakiej formie będą czytać. My dorośli się na to godzimy, przecież, nie ważne co, ważne że czyta.


Ogromnie ważne jest nie tylko to, ze nasze dzieci czytają, ale też to co czytają. Ostatnio spotkałam się z listą propozycji zmiany kanonu lektur w szkole i jestem mocno zszokowana. Nie chodzi o to, że wypadły polskie jak dla mnie istotne pozycje, mówiące co nieco o naszych dziejach (bo są grube, nudne i napisane prehistorycznym językiem) na rzecz literatury fantasy i fikcji, ani o to, że te książki nijak się mają do naszej polskości, ale że te pozycje nie kształtują młodego człowieka na wrażliwego intelektualistę.


Nie raz trafiłam na książkę, gdzie bohater był tylko na papierze. Nawet moja bujna wyobraźnia nie była w stanie podnieść go z kartki, bo był zbyt 2 wymiarowy. Taki czarno- biały a przecież w życiu nie ma czegoś tak prostego.


Fenomen ostatnich bestsellerów w formie książek zadziwia, bo wiele z nich dla mnie to strata papieru. Sztuczne, naciągane miejsca, papierowe postacie, czytam i zwyczajnie się nudzę. Przewidywalna fabuła i naciągane dialogi tak, że w połowie książki znasz już jej zakończenie. Znacie to?

 A potem, bam! ekranizacja i tłumy idą do kin- w końcu film na podstawie bestsellera.

Czy współczesny czytelnik ceni sobie prostą książkę z niezbyt wyszukanym słownictwem i oklepaną fabułą jako alternatywę dla telewizora?


Wiem, wiem, ktoś zaraz krzyknie, że jak zachęcimy ich do czytania czymkolwiek to potem sięgną do ambitnej literatury. Znam wielu czytelników, którzy nie wyszli poza ramy Harlequina, absolutnie nie chodzi mi o to, że to źle, ale o to, że wielu z nas utożsamia się z bohaterami naszych pozycji literackich, a więc pragnie odwzorować część treści w życiu codziennym. Co to oznacza? Jak przeczytam Coelho (dla mnie np. Alchemik) to przez długi czas zastanawiałam się, co dla mnie w życiu jest ważne, zwracałam uwagę na codzienne czynności i czerpałam z nich radość, cieszyłam się życiem. 

Gdy czytamy książki o głębszym przesłaniu, one zmieniają nam obraz postrzegania rzeczywistości. Część twierdzeń autora odbieramy jako własne przemyślenia, przeżywamy i zadumy nad książką. To daje nam szanse weryfikowania własnych poglądów a nawet ich zmiany, wiec dobór książki ma tu ogromne znaczenie.

Uważam, że nieprawdą jest, że lektury zniechęcają do czytania. Miłość do książek rodzi się znacznie wcześniej niż w szkole. Jak ktoś pokocha czytanie, to „Krzyżacy” go nie zniechęcą, a jak ktoś nie ma tego nawyku to nawet 1000 stron najciekawszego Tolkiena to będzie granica nie do przeskoczenia i tu też pojawią się streszczenia i oglądanie zamiast czytania.

Ja zakochałam się w „Potopie”. Serio. Czytałam z zapartym tchem. Te niesamowite zwroty akcji, wielowątkowość i złożone postacie. Trzeba było przeczytać kilka rozdziałów, żeby wrócić do urwanej historii jednego bohatera- wciągające jak diabli. Pochłonęłam w kilka dni i nie mogłam uwierzyć, jak koleżanki i koledzy narzekali na nudę i niezliczoną ilość stron. Dla mnie to była świetna historia. Więc o co chodzi tak naprawdę?

Pasję do czytania rozbudzamy w dzieciach w domu. Gdy zmuszamy je do czytania nie traktując tego jako formę relaksu, oderwania od rzeczywistości czy zwyczajnie miłego spędzania czasu, to jak dziecko ma się poczuć zachęcone do czytania?

Znam mamy, które szantażują dzieci:

- Jak nie przeczytasz….

Przekupują:

- Za 30 minut czytania masz 30 minut gry na komputerze

Albo zmuszają:

- Od dziś codziennie czytasz 30 stron a ja Cię z tego odpytam.

Jak można pokochać coś co jest przymusem? Jak można chcieć samodzielnie zmuszać się do kary, a właśnie tak jest przedstawiona książka. Czytanie to nie kara, to nagroda.

Czytanie to rozbudzanie pasji, poznawanie świata, rozwijanie wyobraźni, wzbogacanie języka, poprawianie pamięci i jeszcze wiele, wiele innych plusów, o których mogłabym pisać godzinami.

Czytajcie z dziećmi, pokażcie im, że to o wiele fajniejsze niż telewizor, czytajcie im na dobranoc, a gdy nauczą się już same niech wam czytają. Czytajcie oddzielnie i komentujcie, opowiadajcie im jak wy rozumiecie dany fragment, całą książkę. Gdy dojdziecie do lektur odnoście je do teraźniejszości. Pytajcie, jak zachowałyby się wasze dzieci w podobnej sytuacji. 

Kupujcie im książki dobrane do wieku i pasji. Poruszające ich problemy. Pomóżcie im pokochać czytanie swoją postawą, a okaże się, ze nawet „ Krzyżacy” to ciekawa historia, która nie tylko nie zniechęci wasze dzieci do czytania, ale może zafascynuje je do zgłębiania wiedzy na temat tej epoki. 

Czytanie to inwestycja na przyszłość, a przecież każdy z nas wie, że warto inwestować w dzieci.





wtorek, 3 marca 2015

Czy naprawdę robisz to dla nich?


Ostatnio żyję dość intensywnie. Studia podyplomowe, budowa domu, zmartwienia co będzie w maju gdy skończy mi się urlop macierzyński, projekty, szycie i milion obowiązków w domu.

-Mamusi, pobaw się ze mną

-Zaraz kochanie, jeszcze tylko….

-Mamusiu….

-Nie teraz…

-Mamusiu…

-Za chwilkę…

-Mamusiu…

-Poczekaj…

Obowiązki, praca, szkoła, wszystko robię dla nich. Podnoszę wykształcenie, by miały lepszą przyszłość, buduję dom, by miały komfort życia, szyję tworzę- wszystko dla nich. Na pewno?
Czy w tym wypadku więcej nie znaczy mniej? Mniej czasu na zabawę i szaleństwa, bo jestem zmęczona, bo szyję, sprzątam, uczę się, bo robię coś, by im żyło się lepiej? Lepiej czyli jak? Z większą sumą na koncie, w przestronniejszym domu, z fajnymi zabawkami? Nie mam czasu na wygłupy, bo muszę … no właśnie co? Obowiązki przytłaczają, a ja codziennie obiecuję sobie, że od jutra będę spędzać z nią więcej czasu, ale tak naprawdę. Nie z telefonem, nie przed komputerem na bajeczkach i nie wieszając wspólnie pranie- taki czas gdzie będzie tylko ona, ja i nasza zabawa. Taki prawdziwy czas, budowanie relacji, poznawanie siebie. Kolejny dzień, kolejne obowiązki i znowu chroniczny brak czasu na to co najważniejsze.

-Tato pobaw się ze mną

-Jestem zmęczony po pracy

-Mamusiu porysuj

-Nie teraz..

Jak często to mówisz?


Jak często zbywasz swoje dziecko bo coś innego zaprząta twoją głowę? Jak często nie masz dla niego czasu bo walczysz o lepszą przyszłość dla niego?

Nowa lepsza praca, by żyło mu się lepiej. Kupujesz kolejną zabawkę, która zaśmieca pokój i liczysz, że tym załatwisz brak czasu.

Myślisz, że kolejna zabawka zastąpi wspólną zabawę, że zbywanie dla lepszej przyszłości nie ma wpływu na przyszłość. Kiedy chcesz zbudować wspólne relacje za 10, 15 lat? Harujesz jak wół, namnażasz sobie obowiązków „dla nich”, czy aby na pewno? Czy dziecko żąda od ciebie lepszego domu, samochodu, telewizora czy innej rzeczy, która wydaje ci się niezbędna do jego „ godnego” życia. Czy bez gadżetów jego jestestwo staje się niegodne? Czy fakt, że nie uzbierasz na prywatne studia i samochód na 18 urodziny czyni cię złym rodzicem? Przecież musisz zarabiać na lepszy dom, bo za 30 lat może twoje dziecko się tam wprowadzi (choć pewnie nie, bo będzie pragnęło jak ty stworzyć swojej rodzinie własne gniazdko), czy dla komfortu, że miało cudowne warunki. Tylko co gdy z nich nie skorzysta, gdy okaże się, że nie jest ci wdzięczne za dom, samochód, jacht czy wakacje za granicą? Co gdy nie spełni oczekiwań i nie doceni poświęcenia? Co zostanie?

„Ja to wszystko dla ciebie robie wiec teraz idź i mi nie przeszkadzaj.” Czy to jest to ta lepsza przyszłość jaką chcesz mu dać?

Zbywasz zwrotami:

nie teraz

zaraz,

potem

później

...
(wstaw to jakiego najczęściej używasz),

bo przecież chcesz by w życiu miało lepiej. Zatracasz się w pogoni za lepszą przyszłością dla dziecka zapominając, że teraźniejszość to dziś. To dziś wpływa na jego postrzeganie świata, To dziś kształtuje jego wartości i światopogląd. To dziś możesz zbudować sobie z nim relacje. To dziś możesz pokazać mu jak wygląda miłość, to właśnie dziś możesz ofiarować mu siebie i swój czas.
Wyłącz komputer, telewizor, weź swój skarb za ręce i spędzaj z nim czas. Nie jutro, nie zaraz ale dziś, teraz.

To jest to co powinniśmy im podarować i to ten przekaz jaki powinien płynąc od nas każdego dnia:

W życiu są rzeczy ważne, ale nic nie jest ważniejsze niż Ty.


Ostatnio Emi podśpiewuje sobie Arkę Noego, gdy zapomnicie o tym co jest najważniejsze posłuchajcie (tutaj).