Czuję wyrzuty sumienia, gdy nie
wyjdę z nimi na spacer, bo w końcu dziecko najlepiej się dotlenia i jest
zdrowsze gdy wychodzi.
Zadręczam się, gdy w ciągu dnia nie znajdę czasu na kreatywną
zabawę, w końcu nie stymuluję dziecka wystarczająco intensywnie.
Mam ogromne poczucie winy gdy
muszą bawić się same, w końcu dobra mama powinna umieć wymyślić twórczą zabawę
i w pełni się jej oddać z dziećmi
Przecież są mamy, które bawią się
z dziećmi non stop i to mega kreatywnie. Są mamy, które posyłają dzieci do najlepszych
prywatnych przedszkoli, gdzie dziecko jest stymulowane przez cały czas. Są
mamy, które nie pozwalają dzieciom się nudzić. A ja?
Czasami siadam sobie na kanapie i
obserwuje, jak moje maleństwa się bawią i nachodzi mnie refleksja.
Ja nie pamiętam, by ktoś się ze
mną bawił, nie chodziłam do przedszkola i nie miałam interaktywnych zabawek a
wyrosłam na całkiem mądrą kobietę, z poczuciem smaku i kreatywnym zacięciem,
więc czy jak odpuszczę swojemu dziecku to czy ono samo przestanie być
stymulowane?
Obserwuję otoczenie i dzisiejszy świat i zastanawiam się czy my dorośli
przypadkiem nie narzucamy naszym dzieciom jak mają żyć.
Kiedyś człowiek znikał na całe
dnie, wracał jedynie na obiad i uczył się komunikacji z rówieśnikami,
rozwiązywania konfliktów, podporządkowania w grupie, bądź bycia jej liderem. Spotkał
się ze strachem, zdartym kolanem i problemami nie do przeskoczenia na które sam
musiał znaleźć rozwiązanie.Nam nikt nie pomagał rozwiązywać problemów a jakoś potrafimy je rozwiązywać, nam nikt nie pomagał nazywać emocje a umiemy je nazwać, nam nikt nie pomagał radzić sobie w stresie, a też to potrafimy. Za nami rodzice nie biegali, nie pomagali w każdym problemie a jakoś nie czujemy się przez to gorsi czy wycofani społecznie.
Dziś otoczeni przez dorosłych nie
podejmują samodzielnie decyzji. Wiem, przecież dzieci same mogą zdecydować co
założą ( moja 2 latka jest tego przykładem J), co zjedzą na śniadanie, w co będą się bawić, ale w
ich otoczeniu zawsze jest jakiś dorosły. Nawet gdy zostawiamy je same żeby się
pobawiły to jak satelity krążymy wokół swoich pociech gotowi przybiec na każde
zawołanie, gotowi rozwiązać każdy problem i zjednać waśnie. Niektórzy
szantażują dzieci, inni mozolnie tłumaczą inni krzyczą, ale nikt nie zostawia
dziecka z problemem. No jak tak można, żeby dziecko samo musiało poszukać
rozwiązania. Co by byli z nas za rodzice, gdybyśmy nie zareagowali a zostawili
dziecko samo sobie. Na 100% zniszczylibyśmy jego poczucie własnej wartości. Po
takiej porażce wychowawczej nasze dziecko już nigdy by się do nas nie zwróciło
z żadnym problemem a my mielibyśmy świadomość, że zniszczyliśmy ich poczucie
bezpieczeństwa.
Dzisiejsze dzieci, które się
nudzą, gdy nikt ich nie stymuluj, które każdą decyzję podejmują przy
wcześniejszej konsultacji z rodzicem, które uczone są, że nie muszą się dopasować
do społeczeństwa, bo w końcu obok jest rodzic, który stanie w ich obronie żyją
w klatce pseudo autonomii, bo przecież gdy chcą pobawić się same to jesteśmy w
pokoju obok, lub w zasięgu wzroku i każdy powinien być zadowolony. Naprawdę?
Czy na tym ma polegać uczenie dzieci, że zamiast pozwolić im kilka razy „upaść”
za każdym razem chwycimy je w locie by wytłumaczyć co mogłoby się stać gdyby
nas nie było:
-„ Uważaj, bo upadniesz”
- „ Widzisz co mogło się stać?”
Ile z tego pojmie dziecko, skoro
nigdy tego nie doświadczy.
Sami wspominamy nasze dzieciństwo
jako cudowny czas wolności, braku ograniczeń, zdartych kolan i pełni szczęścia.
Przecież takie dzieciństwo, z tajemnicami przed rodzicami, z kolegami z dala od
wzroku dorosłych, z doświadczeniem, bójkami, uczeniem się kompromisów,
dotrzymywania tajemnic, przyjaźni na całe życie to to, czego nam brakuje gdy
patrzymy na dzieciństwo naszych dzieci.
Pytanie tylko jak one mogą w pełni czerpać z dzieciństwa skoro my jesteśmy
ciągle obok nich. Jak mają się nauczyć rozwiązywania konfliktów, skoro jesteśmy
za nimi podsuwając im gotowe rozwiązania, jak mają doświadczyć zdartych kolan,
skoro je zawsze złapiemy, jak mają nauczyć się współistnienia w grupie, skoro
grupa ma zawsze lidera w osobie dorosłego.
Dziś nie pozwalamy dzieciom się
nudzić, a przecież to właśnie nuda wyzwalała w nas największą kreatywność. Dziś
wyjście na dwór to spacer z mamą a przecież my spędzaliśmy na dworze całe dnie,
bez względu na pogodę. Nie pozwalamy doświadczyć połowy rzeczy, których my
doświadczaliśmy bo coraz to nowe nurty rodzicielstwa nakładają na nas łańcuchy ograniczeń. Boimy się, by
dziecko się do czegoś nie zraziło, by się nie przestraszyło, by się nie
zamknęło i nie wzięło czegoś do siebie.
Dochodzimy do absurdu, gdzie
rodzic, który nie poświęca 100% swojego czasu dziecku, który nie stymuluje go
na każdym kroku, który nie wczuwa się za każdym razem w problemy dziecka jest
złym rodzicem.
Dzieci to dzieci, one uczą się od
nas jak powinno wyglądać życie w rodzinie i społeczeństwie, ale za nich życia
nie przeżyjemy, a szykując im gotowe formułki na wszystko ograniczamy nie tylko
ich wolność, ale przede wszystkim zdolność samodzielnego myślenia i wiary we
własne osądy. Pozwólmy dzieciom zdzierać kolana, kłócić się o zabawki, szaleć
na trzepakach i biegać bez celu po podwórku. Pozwólmy im bawić się patykami i siedzieć
na podłodze przesuwając klocki. Nie stymulujmy na każdym kroku i nie uczmy
własnych zabaw, niech same uczą się nie nudzenia, niech same rozwijają swoje
talenty, niech same uczą się komunikacji z rówieśnikami i rozwiązywania
problemów.
Poświęcajmy im czas i dużo
rozmawiajmy, ale nie zapominajmy, że my już swoje dzieciństwo przeżyliśmy więc
pozwólmy naszym dzieciom przeżyć je po swojemu.
Niech one też mają cudowne wspomnienia.