Ostatnio coraz
częściej na blogach i forach, ale tez w codziennym życiu obserwuję walkę mam o
to, której racja jest lepsza. Mamy zaczynają przebijać się w opiniowaniu i
wydawaniu osądów po jednym przeczytanym zdaniu, fragmencie życia czy cudzej
opinii.
Sam fakt
urodzenia dziecka nie sprawił, że kobieta z automatu stała się ekspertem w
dziedzinie wychowania dzieci i nie oznacza, że jej sposób na wychowanie jest
najlepszy. Czy nie możemy popełniać błędów i je naprawiać i samodzielnie podejmować
decyzję na temat wychowania a potem samodzielnie ponosić za nie
odpowiedzialność? Dlaczego jest tak, że fakt posiadania potomstwa upoważnia nas
do nauki innych jak mają żyć i co powinni robić? Gdyby był uniwersalny i
niezawodny sposób na wychowanie to przecież każdy by z niego korzystał.
Irytują mnie
dyskusje na temat czasu karmienia dziecka piersią, nocnikowania
odsmoczkowywania czy częstotliwości kąpieli, gdzie każda z mam ma własną metodę
i przekonana, że jej jest najwłaściwsza, nie argumentuje a jedynie stwierdza,
że „ moja jest najmojsza” a kto uważa inaczej ten głupi.
Dlaczego, skoro same
nie znamy innych sposobów to zakładamy, że są gorsze?
Jestem typem
człowieka, który nie lubi słuchać dobrych rad, ale nie uważam, że zjadłam
wszystkie rozumy i tylko ja wiem jak należy wychować dziecko i ogromnie irytują
mnie mamy, które mówią, „Wiem lepiej bo jestem mamą”.
Z jednej strony rozumiem, bo zna dziecko
lepiej, ale z drugiej przecież nie ma do niego instrukcji obsługi ( no chyba,
że to tylko ja nie dostałam w gratisie). Najbardziej boli mnie jednak ta zawiść
i złość mam, których rad nie słucham. Zastanawiam się, czy fakt, że wychowuję
dziecko inaczej oznacza, że jestem złą albo co gorsza głupia mamą. I kto dał
innym mamom prawo do osądzania i
oceniania?
Dlaczego potępiamy
mamy, które żyją czy robią inaczej, a przede wszystkim co nam do tego?
Co kogo
obchodzi ile dziecko ssie pierś, jak długo było pieluchowanie i do kiedy ssało
smoka? Czy tym sposobem mama podbudowuje własna samoocenę czy to na zasadzie
pseudo dobrych rad? Zastanawiam się, czy po takich osądach robi się lżej na
sercu? Czy pojawia się poczucie zrobienia dobrego uczynku zamiast świadomości ,
że takimi ocenami można kogoś skrzywdzić? Czy potępiając inne mamy i ich
wychowanie czujemy się lepszymi i bardziej wartościowymi mamami dla naszych
pociech?
Ja osobiście
wychodzę z założenia, że nie wdaje się w dyskusję w sprawach, które mnie nie dotyczą
i nie mogę pojąć, jak ktoś może potępić zachowanie innej mamy, gdy sam jeszcze
nie doszedł do tego etapu? Zdania w stylu „Ja nigdy nie będę….”, „Ja mam
zamiar….”, „ Jak u nas się zacznie….”i tu mądrości mamy, które średnio po kilku
miesiącach są weryfikowane przez dziecko już działają mi na nerwy.
To, że
urodziłyśmy dzieci nie upoważnia nas do oceniania i potępiania innych, bo przecież
na to tez patrzą nasze dzieci i to im dajemy przykład jak żyć, a czy potępianie
innych za to, że są inni to dobry przykład?