Zestaw lekarski, to zabawka,
która już jakiś czas temu zagościł w naszym domku. Emisia uwielbia zabawę w
doktora. Badamy się nawzajem, badamy lalki i Liliankę. Emi posiada 2 zestawy-
drewniany z walizeczką i plastikowy. Zmieszane razem prawie mieszczą się w
walizeczkę tylko jeden stetoskop zostaje na walizce. Dlaczego 2 zestawy?
Drewniany posłuży dłużej ze względu na trwałość, ale plastikowy wydaje odgłosy
bijącego serca, świeci i pokazuje temperaturę. Z racji tego, że nie chciałam za
chwilę kupować jej nowego zestawu wzięłam dwa z myślą, że teraz Emi bardziej
zainteresuje się plastikowym ( grającym) a gdy ten się zniszczy zostanie
drewniany do którego Emi już zdąży dorosnąć. Jak na razie oba zestawy
traktowane są z szacunkiem i nic się jeszcze nie rozpadło, ale to się zmieni,
jak tylko Lilka zacznie świadomie uczestniczyć w zabawie;).
środa, 28 stycznia 2015
czwartek, 22 stycznia 2015
Dzień babci i dziadka.
W tym roku wszystko na wariackich
papierach. Na początku miałam w planach zrobić dziadkom magnesy na lodówkę ze
zdjęciami dzieci, albo fotokalendarz, ale szkoła i egzaminy pochłonęły mnie
zupełnie. Nie zdążyłam zamówić. Pomysłów brak, aż tu mąż wymyślił, że upieczemy
wielki piernik w kształcie serca wpakujemy to w celafon i już –prezent idealny.
Pierwsze ciasto na pierniczki
dostaliśmy od sąsiadki- jej pierniczki idealne, co może się nie udać?
Wszystko. Ciasto wyszło za
rzadkie i nie dało się z niego nic wykroić. D. wypiekł ten placek, ale nie
dawała się do niczego, więc zaczęłam szukać przepisu na wyrabiane ciasto, żeby
było zwarte i można było wykrawać foremki. Wybrałam się do sklepu po foremki i
coś do rozprowadzania lukru. W sklepie tylko małe foremki, więc zmieniliśmy
pomysł, na paczuszkę małych kolorowych pierniczków.
Ciasto wyszło fajne więc i
kształty dało się ładnie wycinać. Emi pomagała tacie w wycinaniu chwila w
piekarniku i gotowe
Dziś zaczęłyśmy ozdabianie
Zrobiłam lukier. Podzieliłam na
porcje i dodałam barwnik spożywczy. Tym sposobem uzyskałyśmy piękny kolorowy
lukier.
Emi chciała sama ozdabiać. Zabawy i podjadania było przy tym co niemiara, a i efekt
całkiem przyzwoity.
Jak wam się podoba?
Teraz tylko poczekać aż lukier
stężeje, zapakować w celafon i prezenty gotowe :D
wtorek, 20 stycznia 2015
Nie stać nas na kolejne dziecko….
W moim otoczeniu jest naprawdę
sporo młodych mam. Wiele z nich planuje rodzeństwo dla swojego dziecka ale jest
część takich, które jak mantrę powtarzają, że nie stać ich na kolejne dziecko.
Z
racji, że Lilka skończyła 8 miesięcy, zaczynam słyszeć pojedyncze głosy czy
planujemy kolejne. Już nie jest to stwierdzenie, że musimy mieć drugie, bo w
końcu wyrobiliśmy normę więc pytanie o trzecie jest już stonowane i wyważone,
Gdy mówię, że planuję jeszcze 2, ale dopiero za 2-3 lata, słyszę tylko „ Stać
was na 4 dzieci?”.
Te lub podobnie brzmiące zdanie od razu wprawiają mnie w złość. Na
początku próbowałam delikatnie wyjaśnić rozmówcy, że dla mnie dziecko nie jest,
nie było i nigdy nie będzie kosztem. Dla mnie to tylko wartość dodana i nie
przeliczam go na pieniądze. Wtedy często słyszę no tak was na to stać w naszym
wypadku to niemożliwe. I tu pojawia mi się pytanie: „ Na co konkretnie Was nie
stać?”. Odpowiedzi jak w kalejdoskopie do wyboru do koloru:
- droga edukacja: przedszkole,
szkoła, korepetycje
- drogie ciuchy
- droga wyprawka
-mały dom
- za małe auto itp., itd.
Ostatnio nawet słyszałam, że ktoś
wyliczył, że wychowanie dziecka to koszt kupna mieszkania w Warszawie.
Szczerze?Ttakie wyliczenie robi na mnie wrażenie jak to, że gdyby palacz nie palił
kupiłby sobie porsche. Jakoś u niepalących porsche nie widzę a u bezdzietnych
mieszkanie jedno.
Pieniądze to rzecz do realizacji
celów a nie cel sam w sobie, więc prawda jest taka, że czy z dziećmi czy bez
wydatków jest zawsze więcej niż dochodu ;). A tak serio, to czy dziecko
potrzebuje nowych markowych ciuchów i najnowszych zabawek z Fisher Price? Czy
dziecko musi mieć oddzielny pokój o powierzchni min. 15 m2. Czy
dziecku da szczęście samochód prosto z salonu?
Dziecko
to nie koszt, to nie wyrzucona w błoto kasa, to wartość dodana. Nie da się
przeliczyć miłości, oddania w oczach, smutku i uścisków. Nie da się przeliczyć
dumy i radości i tego ogromnego wzruszenia, gdy zrobi/ powie coś niesamowitego
(btw. dla mnie wszystko co robią jest niesamowite). Nie da się policzyć
pocałunków i słowa Kocham. Nie jesteśmy w stanie wycenić ich uśmiechu i naszych
łez. Nie podliczymy wspomnień i szczęścia.
Więc jak można traktować dziecko
jak koszt? Szczerze nie wiem, jak można wyliczyć czy nas stać na kolejne
dziecko czy nie. Może ja jestem jakaś zacofana a w necie istnieje specjalny
kalkulator kosztów, który przy naszych dochodach wylicza dopuszczalną liczbę
dzieci, byśmy my nie musieli rezygnować z należącego się nam standardu. Dla
mnie zrównanie macierzyństwa/ ojcostwa do kosztów/ strat oznacza, że ktoś nie
ma pojęcia czym to macierzyństwo/ ojcostwo jest.
Czy naprawdę można stwierdzić, że
stać nas na nowy samochód, zagraniczną wycieczkę a dziecko już nie. Czy dzieci
to małe gąbeczki, które rodzą się z wszczepionym programem wysysania kasy od
rodziców czy to tylko nasza wygoda pozwala nam na myślenie o kolejnym dziecku
jak o koszcie? Bo przecież wycieczka na Kanary czy nowe kino domowe brzmi
ciekawiej niż kupa prania i płaczący bobas.
U nas kolejne dziecko było w myślach,
ale nie planowaliśmy tak szybkiego powiększenia rodzinki. Gdy teraz patrzę na
te moje cuda to wcale nie żałuję i nie rozumiem. Dla mnie koszty związane z
dziećmi to pampersy, bo większość wyprawki Emi służy należycie dla Lilki.
Nie mogę pojąć fenomenu, że
dobrze sytuowane pary zawsze argumentują się tym, że nas nie stać na kolejne, a
te średnio zamożne jakoś stać, nawet na więcej niż 2.
Zastanawiam się ilu z nas by nie
było, gdyby nasi rodzice kierowali się tą pokręconą logiką zamiast miłością.
Wiecie nie neguję czyjejś decyzji
o chęci lub braku chęci posiadania dziecka. Znam pary, które nie mają bo nie
chcą jeszcze i już. Nie chcę nie mam- rozumiem, ale zwalanie na sytuację
materialną to troszkę zrzucanie odpowiedzialności z siebie. Nie chcę nie mam-
ok. muszę czasami odpowiadać na niewygodne pytania- czemu? ale to moja decyzja
godzę się z jej konsekwencjami nic nikomu do tego, ale argument nie stać nas
brzmi: ”Wiesz marzy mi się kolejne, ale chwilowo nie mam na nie kasy”. Czyli co?
Wystarczy, że zmienisz pracę i już, czy potrzebujesz nowego domu?
W końcu jak można mieć dzieci,
gdy każde z nich nie ma własnego pokoju- to nie do przyjęcia.
Ja jestem taką niedobrą mamą i
mam 2 dzieci a tylko jeden pokój- oj niedobra ja. Nie wiem, czy udźwignę te
obciążenia finansowe jak będę miała więcej, w końcu już jestem w plecy jakiś
milion (2 mieszkania w Warszawie), a tu w planach kolejny milion z
przeznaczeniem na pociechy. To zabawne, ale czuje się naprawdę bogata i to nie
przez to ile mogłabym zaoszczędzić gdybym nie miała dzieci, ale przez to jak
poznaję siebie dzięki nim i wiecie co?
Te miliony mogą się w buty schować gdy
wzbogacam się wewnętrznie, bo tego bogactwa nie da się przeliczyć, to co
najcenniejsze nigdy nie dało się zmierzyć w pieniądzu i w takim bogactwie warto jest żyć.
poniedziałek, 12 stycznia 2015
Kuchnia dla dzieci DIY
Przyznam bez bicia, że zrobienie
kuchni nie jest takie łatwe jak się nie ma odpowiednich materiałów. My
robiliśmy kuchnię ze starej szafki, a płyta wiórowa to nie jest łatwy materiał,
więc mąż się troszkę namęczył z wycinaniem i dopasowywaniem poszczególnych
elementów.
W trakcie wyszło wiele błędów i
dziś robilibyśmy ją nieco inaczej, ale jak na domowe warunki moim zdaniem
wyszła rewelacyjna.
Całość miała jak najbardziej
oddawać rzeczywistą kuchnię.
Palniki (kupiłam w chińczyku za 8
zł) podklejone pod spodem papierem tablicowym
Zlew zrobiony z miski z wyciętym
otworem na odpływ (ok. 14 zł) + kran (znaleziony w piwnicy u dziadka)
Piekarnik- robiony transferem (
jak zrobić transfer pisałam tutaj) i wymalowany na srebrno.
Szuflada na akcesoria kuchenne,
żeby dodatki nie zagracały półeczek.
Do tego kółka, zawiasy i uchwyty
koszt jakieś 50 zł
Całość bez akcesoriów + ozdabianie
(farba, masa plastyczna do ornamentów, lakier) koszt ok. 100-150 zł +
oczywiście kilka wieczorów intensywnej pracy (tu wielkie brawa dla męża za
cierpliwość i spełnianie moich zachcianek :*)
Koniec końców kuchnia wyszła
znacznie tańsza niż gdyby była kupiona w sklepie a jej indywidualny charakter
sprawia, że wygląda znacznie efektowniej.
(Siatka
na warzywa pleciona ze sznurka)
Emisia zachwycona nową zabawką i
w końcu mam czas na kawkę, gdy ona zajmuje się gotowaniem obiadku :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)