poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wakacje z dziećmi- co zrobić, żeby nie zwariować.



Po pierwsze- nastawienie.

Jeżeli jedziemy z dziećmi na wakacje to powinniśmy naładować akumulatorki na maksimum cierpliwości i spokoju. Wiem, wiem, to na wakacje jedziemy żeby się ładować, ale bez cierpliwości ani rusz. My wiedzieliśmy, że pogoda letnia się już skończyła, ale nam to nie przeszkadzało, bo po pierwsze mniejsza liczba turystów, a co za tym idzie większe bezpieczeństwo dla dzieci, a po drugie nie było obaw co zrobić z Lilką, gdyby słońce było zbyt duże. Nastawiliśmy się na relaks, zwiedzanie i dobrą zabawę więc jechaliśmy już zadowoleni. Przyznam, że obawiałam się strasznie samej drogi w końcu Lil ma dopiero 3 miesiące a przed nami było prawie 600 km w jedną stronę, ale koniec końców podróż upłynęła nam całkiem sprawnie. Zaopatrzeni w mleko dla Lilki i pieluszki dla Em z głową pełną rymowanek wyruszyliśmy. Z racji, że wyjazd był w nocy pół drogi obie przespały, drugie pół Em śpiewała i bawiła się z mamą. Końcówka była trudna, ale nie ma się co dziwić w końcu to 8 godzin w samochodzie. Nastawialiśmy się na znacznie gorsze podróżowanie.

Po drugie- oczekiwania

Przyznam, że na plaży widywałam  narzekające mamy, których dzieci biegały półnagie samopas, bo one chciały zakosztować odrobiny słońca, ale my nie rozczarowaliśmy się ani pogodą ani domkami, bo nie oczekiwaliśmy cudów na kiju. Przecież wyprawa na wakacje z dzieckiem to dla rodzica wcale nie są wakacje;) Wiem, że wiele blogowych mam narzekało na warunki na plaży, ale nie oszukujmy się dziecko nie da nam zrealizować własnych planów ( szczególnie tak małe) więc wyjazd powinien być planowany bardziej pod nie a nie pod nas- tym sposobem unikniemy rozczarowań. Em nie jadła śmieci z plaży, nie podnosiła niedopałków i nie uciekała, bo cały czas bawiła się z nami, więc była pełna kontrola.






Nie oczekiwaliśmy luksusów a jedynie dobrej zabawy i to było nam dane. Pojechaliśmy w składzie 6 osób dorosłych 4 dzieci starszych i nasza dwójka na dwa domki, wiec nianiek pod dostatkiem a czego rodzic może chcieć więcej na wakacjach?


Po trzecie- gadżety dla dzieci

Nasze pakowanie nie wyglądało za ciekawie, szczególnie, gdy oprócz toreb zaczęliśmy zbierać akcesoria dla małych, ale koniec końców zaradny mąż zaopatrzył nas w bagażnik dachowy i tym sposobem udało się nam zabrać wózek, który był już na straconej pozycji. Przyznam, że bez niego, chusty i łóżeczek dla małych nie dalibyśmy rady. Przydała się też niania elektryczna gdy chcieliśmy posiedzieć przed domkiem i podgrzewacz butelek, żeby nie budzić brata na dole.


Po czwarte- dużo humoru i kilogram fantazji J


Dobry humor to podstawa wakacji, nam go nie brakowało. Oprócz pozytywnego nastawienia przydała się kreatywność i fantazja mamy :).

Kąpiele Lil odbywały się z moim pełnym udziałem pod prysznicem. Z racji, że domki nie były ogrzewane całą kosmetykę pokąpielową musieliśmy przenieść do łazienki i tu niezbędny okazał się wózek, który służył za matę do leżenia i przewijania. Przyznam, że nie byłam zwolennikiem wożenia na wakacje wózka skoro mam chusty, ale teraz to nasz niezbędnik wakacyjny. Służył nie tylko Lilce jako środek transportu, miejsce do spania i zabawy zamiast leżaka, ale też pomagał nam, gdy na wyprawie Em robiła się senna i marudna. Mama chustowała Lil a Em lądowała w wózku. Chusta też była w pełni wykorzystywana na zmianę przez obie.








Domki 6 osobowe na zdjęciu wyglądały znacznie lepiej, ale od czego ma się fantazję? My wybraliśmy 4 osobową sypialnię na górze a na miejscu okazało się, że nie dość, że schody strome to barierki to tylko dwie deski w poprzek na jedną w pion. Mama zarządziła przemeblowanie. Szafki pojechały jako zabezpieczenie boków barierek a łóżko bez materaca położone w poprzek było bramką na schody :)



Po piąte- dodatkowa gotówka J


Wiem, wiem to przecież oczywiste, każdy kto jedzie na wakacje bierze ze sobą gotówkę, ale z dziećmi trzeba jej wziąć zdecydowanie więcej. Nasze bąki nie wyciągały za dużo, ale ceny nad morzem znacznie różnią się od tych w naszym mieście. Próba skosztowania świeżej ryby zawsze kończyła się w naszym przypadku rachunkiem jak za 4 zwykłe obiady więc rezerwowa gotówka ratowała nam skórę na powrocie.


Po szóste- większy skład


Szczerze nie wiem, czy wybrałabym się tak daleko tylko z mężem i dziećmi. Dużo osób to spore zamieszanie, ale też dużo nianiek. Dzięki temu, że mieliśmy z kim zostawić małe na drzemce czy w nocy udało nam się wyrwać na parę chwil bez dzieci.



Wakacje zaliczam do naprawdę udanych i mimo braku gwarantowanej pogody bawiliśmy się świetnie. Mam nadzieję, że za rok uda się nam powtórzyć wyjazd w poszerzonym o kilka osób gronie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz