Kampanie na temat bicia dzieci
trwają już od jakiegoś czasu. Czasami są bardzo wstrząsające, czasami wywołują
refleksję, ale wszystkie mają na celu przekonać Polaków, że bicie to nie jest
sposób na wychowanie.
Niby tak, ale przecież my Polacy
wiemy wszystko lepiej. Wiemy lepiej niż lekarz co dolega naszym dzieciom,
lepiej niż nauczycielka jak zachowują się w szkole i lepiej niż psycholodzy jak
mamy je wychować. Jak oni mogą mówić nam co możemy a co nie w trakcie naszej
opieki nad dzieckiem. W końcu jak zachowuje się „ niegrzecznie” to musimy je
sprowadzić do poziomu. Gdyby nie dyscyplina to wyrosły by na małych
nieszanujących nikogo terrorystów, którzy za nic mają sobie innych ludzi i ich
uczucia. Nas przecież lali a jesteśmy cudownymi ludźmi, bez kompleksów z
szacunkiem do każdego i takie właśnie wartości przez klapsa chcemy przekazać
naszym dzieciom. W końcu klaps to nie bicie przecież a kampania tyczy się
jakichś patologicznych rodzin, gdzie pijany ojciec leje dzieci na oślep.
Prawda jest taka, ze tego typu
kampanie są skierowane właśnie do nas. Do normalnych rodziców dla których klaps
to nie bicie, dla których strzelenie po
„ łapkach”, żeby w końcu się nauczyło, że nie wolno to standard. Bicie to
bicie i nie ważne, czy sporadyczny klaps dla zasady, czy codzienne lanie, oba
zachowania są naganne i powinniśmy się ich wstydzić.
Ja nie jestem święta, bo mi tez
czasem puszczają nerwy, ale dla mnie bicie to nieumiejętność reakcji na
zachowanie dziecka. Gdy nie wiem, co powinnam zrobić w danej sytuacji często
myślę o klapsie. Dzięki Bogu w porę potrafię się wyhamować, choć dla mnie ta
lekcja też nie jest prosta. O wiele prościej jest wlać w tyłek bez tłumaczenia
i potem mieć pewność, że dziecko nie powtórzy zachowania. Pytanie tylko czemu już
tego nie zrobi? Bo zrozumiało, że to co robi jest złe, bo żałuje, bo jest mu
przykro? Nie, bo zwyczajnie się nas boi. Boi się bicia. Nie wyciąga z tego
żadnych wniosków i niczego się nie uczy poza tym, że są rzeczy o których nie
warto mówić rodzicom, żeby potem nie dostać lania. Dziecko boi się naszej
reakcji a tym samym przestaje być otwarte, bo nigdy nie wie, jakie zachowanie
może się skończyć klapsem. Taka lekcja dla dziecka skłania je do agresji, bo
skoro ja dostaje od silniejszego, to mogę robić to samo dla słabszego. Dzieci
to wnikliwi obserwatorzy i szybko uczą się nie tylko tego co mówimy, ale też
tego co robimy. Prawo siły niestety nic nie wnosi do wychowania poza strachem i
kombinowaniem.
Ja osobiście znam takie
przypadki, gdzie już małe dzieci ostro kłamią by uniknąć lania a ja chciałabym,
by moje dzieci nie bały się powiedzieć mi o wszystkim co dotyczy ich życia,
nawet gdy to nie będzie dla mnie miłe. Oczekuję zaufania a ciężko się je buduje
na fundamentach ze strachu, bo jak ufać komuś, kto nas krzywdzi?
Dziś wychodzę z pokoju, odwracam
się lub głośno oddycham, zabieram Lilkę od Emi ale nie biję. Nie chcę by moje
dzieci się mnie bały. Nie chcę, by czuły, że akceptuję je tylko jak są
grzeczne. Chcę by przy mnie zawsze mogły być w pełni sobą, z głupotkami,
własnymi mądrościami i własnym zdaniem.
Nie wierzę, że wyrosną na osoby,
które niczego nie szanują, bo już dziś widzę, że rozmowa wiele zmieniła w
zachowaniu Emi. Czasami pewne rzeczy powtarzam po kilkanaście, kilkadziesiąt
razy. Tłumaczę i tłumaczę, ale wiem, że zmiana zachowania wyniknie nie ze
strachu a ze zrozumienia.
Pamiętam jak byłam dzieckiem i
sama dostawałam lanie. Wiele z tych „lekcji” zapamiętałam, jako straszne
poczucie niesprawiedliwości i fakt, że rodzice nie zawsze mają racje. Wiele z
tych rzeczy, za które dostałam robiłam nadal tylko bardziej się kryłam. Bicie
mnie nauczyło, że są rzeczy o których rodzicom nie należy mówić i tym sposobem
już w dzieciństwie miałam bardzo wiele tajemnic a co za tym idzie rodzice wcale
mnie nie znali. Poprawa relacji i ponowne zaufanie przyszło jak wyjechałam na
studia, niemniej prawda jest taka, że poczucie krzywdy zostało.
Dziś podobny tylko powierzchowny
kontakt rodzic- dziecko mogę obserwować w całkiem bliskim otoczeniu. Ja
przepełniona miłością do dzieci widzę doskonale, ze nawet przytulanie do
rodzica jest „sztywne”, a dziecko ma problem z wyrażaniem swoich uczuć, bo boi
się reakcji rodzica.
Nie pozwalamy dzieciom na złość i
„histerie”. Nie pozwalamy na własne zdanie, Ne tłumaczymy a potem oczekujemy,
że wyrosną nam samodzielne i asertywne osoby umiejące podejmować własne zdanie.
Klaps to bicie. Tego nie da się
usprawiedliwić. Bo jak? Dlaczego większy ma prawo bić mniejszego. W imię czego?
Spotkałam się z sytuacją, gdzie rodzic bił malutkie dziecko, żeby zrozumiało,
ze piekarnik jest gorący a ze schodów można spaść. Szkoda, że do klapsa nie
dodał wyjaśnienia, bo jedyne co zrozumiał bobas to, że zbliżanie się do
piekarnika czy schodów oznacza bicie.
My uczymy dzieci jak wygląda
życie i to od nas zależy, czy te białe kartki jakie dostaliśmy od natury
zapasane będą miłością i zrozumieniem dla innych czy agresją i argumentami
pięści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz