czwartek, 18 czerwca 2015

Klaps to nie bicie.


Kampanie na temat bicia dzieci trwają już od jakiegoś czasu. Czasami są bardzo wstrząsające, czasami wywołują refleksję, ale wszystkie mają na celu przekonać Polaków, że bicie to nie jest sposób na wychowanie.

Niby tak, ale przecież my Polacy wiemy wszystko lepiej. Wiemy lepiej niż lekarz co dolega naszym dzieciom, lepiej niż nauczycielka jak zachowują się w szkole i lepiej niż psycholodzy jak mamy je wychować. Jak oni mogą mówić nam co możemy a co nie w trakcie naszej opieki nad dzieckiem. W końcu jak zachowuje się „ niegrzecznie” to musimy je sprowadzić do poziomu. Gdyby nie dyscyplina to wyrosły by na małych nieszanujących nikogo terrorystów, którzy za nic mają sobie innych ludzi i ich uczucia. Nas przecież lali a jesteśmy cudownymi ludźmi, bez kompleksów z szacunkiem do każdego i takie właśnie wartości przez klapsa chcemy przekazać naszym dzieciom. W końcu klaps to nie bicie przecież a kampania tyczy się jakichś patologicznych rodzin, gdzie pijany ojciec leje dzieci na oślep.

Prawda jest taka, ze tego typu kampanie są skierowane właśnie do nas. Do normalnych rodziców dla których klaps to nie bicie, dla których strzelenie po  „ łapkach”, żeby w końcu się nauczyło, że nie wolno to standard. Bicie to bicie i nie ważne, czy sporadyczny klaps dla zasady, czy codzienne lanie, oba zachowania są naganne i powinniśmy się ich wstydzić.

Ja nie jestem święta, bo mi tez czasem puszczają nerwy, ale dla mnie bicie to nieumiejętność reakcji na zachowanie dziecka. Gdy nie wiem, co powinnam zrobić w danej sytuacji często myślę o klapsie. Dzięki Bogu w porę potrafię się wyhamować, choć dla mnie ta lekcja też nie jest prosta. O wiele prościej jest wlać w tyłek bez tłumaczenia i potem mieć pewność, że dziecko nie powtórzy zachowania. Pytanie tylko czemu już tego nie zrobi? Bo zrozumiało, że to co robi jest złe, bo żałuje, bo jest mu przykro? Nie, bo zwyczajnie się nas boi. Boi się bicia. Nie wyciąga z tego żadnych wniosków i niczego się nie uczy poza tym, że są rzeczy o których nie warto mówić rodzicom, żeby potem nie dostać lania. Dziecko boi się naszej reakcji a tym samym przestaje być otwarte, bo nigdy nie wie, jakie zachowanie może się skończyć klapsem. Taka lekcja dla dziecka skłania je do agresji, bo skoro ja dostaje od silniejszego, to mogę robić to samo dla słabszego. Dzieci to wnikliwi obserwatorzy i szybko uczą się nie tylko tego co mówimy, ale też tego co robimy. Prawo siły niestety nic nie wnosi do wychowania poza strachem i kombinowaniem.

Ja osobiście znam takie przypadki, gdzie już małe dzieci ostro kłamią by uniknąć lania a ja chciałabym, by moje dzieci nie bały się powiedzieć mi o wszystkim co dotyczy ich życia, nawet gdy to nie będzie dla mnie miłe. Oczekuję zaufania a ciężko się je buduje na fundamentach ze strachu, bo jak ufać komuś, kto nas krzywdzi?

Dziś wychodzę z pokoju, odwracam się lub głośno oddycham, zabieram Lilkę od Emi ale nie biję. Nie chcę by moje dzieci się mnie bały. Nie chcę, by czuły, że akceptuję je tylko jak są grzeczne. Chcę by przy mnie zawsze mogły być w pełni sobą, z głupotkami, własnymi mądrościami i własnym zdaniem.
Nie wierzę, że wyrosną na osoby, które niczego nie szanują, bo już dziś widzę, że rozmowa wiele zmieniła w zachowaniu Emi. Czasami pewne rzeczy powtarzam po kilkanaście, kilkadziesiąt razy. Tłumaczę i tłumaczę, ale wiem, że zmiana zachowania wyniknie nie ze strachu a ze zrozumienia.

Pamiętam jak byłam dzieckiem i sama dostawałam lanie. Wiele z tych „lekcji” zapamiętałam, jako straszne poczucie niesprawiedliwości i fakt, że rodzice nie zawsze mają racje. Wiele z tych rzeczy, za które dostałam robiłam nadal tylko bardziej się kryłam. Bicie mnie nauczyło, że są rzeczy o których rodzicom nie należy mówić i tym sposobem już w dzieciństwie miałam bardzo wiele tajemnic a co za tym idzie rodzice wcale mnie nie znali. Poprawa relacji i ponowne zaufanie przyszło jak wyjechałam na studia, niemniej prawda jest taka, że poczucie krzywdy zostało.

Dziś podobny tylko powierzchowny kontakt rodzic- dziecko mogę obserwować w całkiem bliskim otoczeniu. Ja przepełniona miłością do dzieci widzę doskonale, ze nawet przytulanie do rodzica jest „sztywne”, a dziecko ma problem z wyrażaniem swoich uczuć, bo boi się reakcji rodzica.

Nie pozwalamy dzieciom na złość i „histerie”. Nie pozwalamy na własne zdanie, Ne tłumaczymy a potem oczekujemy, że wyrosną nam samodzielne i asertywne osoby umiejące podejmować własne zdanie.

Klaps to bicie. Tego nie da się usprawiedliwić. Bo jak? Dlaczego większy ma prawo bić mniejszego. W imię czego? Spotkałam się z sytuacją, gdzie rodzic bił malutkie dziecko, żeby zrozumiało, ze piekarnik jest gorący a ze schodów można spaść. Szkoda, że do klapsa nie dodał wyjaśnienia, bo jedyne co zrozumiał bobas to, że zbliżanie się do piekarnika czy schodów oznacza bicie.

My uczymy dzieci jak wygląda życie i to od nas zależy, czy te białe kartki jakie dostaliśmy od natury zapasane będą miłością i zrozumieniem dla innych czy agresją i argumentami pięści.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz