sobota, 27 września 2014

Projekt samo_Się- Tydzień w bajce



    U nas przenosimy się w świat bajki codziennie podczas czytania książeczek. Em uwielbia obrazki i gdy mama czyta zmieniając głosy, ale jest za mała, żeby wytrwać do końca strony. Gdy obejrzy obrazek przekłada stronę. Na potrzeby córci i by czytanie nie kończyło się urwanymi w połowie zdaniami, gdy Em przekłada stronę wymyślam jej własne bajki. Naszym bohaterem jest mały krasnal Obieżyświat. Obieżyświat mieszka w lesie i spotyka różne zwierzęta. Tym sposobem poznajemy nazwy zwierząt to gdzie mieszkają i co jedzą. Mama często wplata cechy charakterystyczne zwierzęcia, żeby Em kojarzyła, że żyrafa ma długą szyję, słoń trąbę a krokodyl wielkie ostre zęby. Czasami Em wybiera książeczki nie związane ze zwierzętami i wtedy historia tworzy się na podstawie danego obrazka. Staram się, by każda bajka miała wstęp, rozwiniecie i zakończenie z jakimś sensownym morałem. Twórcą Obieżyświata była moja mam, która często opowiadała bajki mojemu młodszemu bratu. Ja byłam tak ogromnie zafascynowana tym maleńkim krasnalem, że opowiadanie o nim sprawia mi ogromną przyjemność, a możliwość uczenia Em przez wplatanie historyjek w świat magii sprawia, że lepiej przyswaja sobie informacje.








 Książki to idealny portal do przenoszenia się w świat bajki.


   Nasz kolejny sposób na znalezienie się w świecie bajki to piosenki. Emi uwielbia tańczyć i śpiewać a ja to wykorzystuję włączając jej muzykę. Kupiłam Emi  kolekcję płyt z muzyką z bajek Disneya.  Śpiewamy znane piosenki a ja Emi mówię, kto jest postacią śpiewającą w piosence. Ulubione piosenki to te z Królewny Snieżki i wygłupy krasnali. Na” Hej Ho” chodzimy po mieszkaniu wymachując wyimaginowanymi kilofami  a na „Wesołej piosence” szalejemy i wygłupiamy się. Bajki nie mamy więc Emi jeszcze nie zna historii Królewny Snieżki, ale w żaden sposób nie wpływa to na jakość naszej zabawy w wygłupy z Krasnalami.


( zdjęć nie ma bo jestem pochłonięta wygłupami równie mocno jak Emi ;P 

Nowa zabawa  polegała na próbie stworzenia przedstawienia kukiełkowego. Mam zrobiła kukiełki niestety Em niespecjalnie chciała oglądać przedstawienie. Dopiero możliwość wejścia „ za kulisy” i zabawy kukiełkami przypadła jej do gustu. Powtarzała „ Dawno, dawno temu…..” i poruszała kukiełkami wydając przy tym śmieszne odgłosy. Zajęcie na całe popołudnie J








   I ostatnia nasza zabawa w bajki to teatrzyk cieni. Zestaw do teatrzyku  kupiłam już jakiś czas temu, ale czekał, aż Emi będzie gotowa na taką zabawę. Sama historia nie ciekawiła Em tak bardzo jak sam fakt rzucania cieni przez przedmioty, wiec i w tym wypadku naśladowałyśmy głosy. Ratowałyśmy księżniczkę z rąk smoka i ćwiczyłyśmy cieniowe buziaki dla księcia J














To nasze sposoby na zabawy w świecie bajek i baśni. Pozdrawiamy i czekamy na kolejne wyzwania J


piątek, 26 września 2014

Apel do matki idealnej...

Uważasz się za super mamę- matkę, która przy porodzie dostała instrukcję obsługi swojego dziecka od urodzenia aż do osiągnięcie przez to dziecko pełnoletności. Matkę pewną siebie, wiedząca lepiej, mądrzejsza, lepiej doświadczoną i nieomylną jeżeli chodzi o decyzje dotyczące swojego dziecka.

Czy za matkę idealną, która wszędzie była, wszystko wie lepiej niż lekarz, pedagog, położna i inni rodzice.

Matko, ta która nie musisz słuchać niczyich rad w końcu to Ty jesteś matką a matka wie najlepiej, a może tak pochylisz się nad swoim dzieckiem i zastanowisz przez chwilkę, czy aby na pewno wiesz lepiej niż lata doświadczeń innych mam w podobnej sytuacji, czy aby na pewno twoja kilkumiesięczna, kilkuletnia praktyka w roli mamy zwalnia Cię z obowiązku zastanawiania się nad konsekwencjami własnych wyborów.

Trochę pokory “matko idealna”. Sam fakt urodzenia przez Ciebie dziecka nie daje ci nad nim władzy. Twoje dziecko, to nie Twoja własność na której możesz eksperymentować.
Popatrz na nie- widzisz jak bardzo się od Ciebie różni. Umie mówić?, to zapytaj je czego chce. Nie decyduj za nie. Podpowiadaj, pomagaj, pocieszaj ale nie żyj jego życiem. To życie należy do niego a ty żyj obok. Trwaj przy nim ale nie przytłaczaj. Wspieraj ale nie decyduj. Kochaj ale nie dąż do posiadania na własność. Twoje  dzieci  to odrębne jednostki, które czują inaczej, myślą inaczej i inaczej odbierają bodźce zewnętrzne. Możesz chcieć tego, co dla niego najlepsze, ale wcale nie wiesz co to takiego, bo i niby skąd?

Możesz wmawiać sobie i innym, że krzywda się mu nie dzieje ale przecież nikt nie pyta malucha. I fakt, że mamie tak jest wygodniej nie znaczy, ze tak jest lepiej.

Mama wie lepiej co jest dobre dla jej dziecka prawda? Więc dlatego tyle dzieci ma problemy emocjonalne i chodzi do psychologa, tyle dzieci ma problemy z otyłością.
Skoro matka wie najlepiej to palące i pijące matki nie powinny być krytykowane, one po prostu wiedzą, co dla ich dzieci jest najlepsze ( jak każda matka zresztą).
Skoro matka wie wszystko lepiej to po co schematy żywienia, kampanie społeczne, zalecenia- przecież matka wie lepiej.

Zakompleksione dziecko z ambicjami rodziców- ok.- właśnie takie ma być- matka wie lepiej....

Nie zapominaj, że dziecko to nie mama- to oddzielna jednostka, która ma zupełnie inne potrzeby niż Ty. Dziecko może mówić czego oczekuje, ale wtedy trzeba go słuchać a Ty matko idealna nie zawsze słuchasz - bo przecież wiesz najlepiej.

Nikt nie może wiedzieć co jest najlepsze dla drugiego człowieka, bo niby jak skoro nie czytamy w ludzkich myślach? Możesz jedynie zakładać, ze to co wybierasz jest dla niego najwłaściwsze, bo co jeżeli Twoje wybory okażą się błędne?
Co jeżeli po latach dziecko uzna, że nie tego oczekiwało, że Twój wybór nie był wcale dla niego dobry?

Zastanawiam się czy jestem wystarczająco dobrą i czułą matką. Spotykam się z pewnością matek takich jak Ty, że wiedzą najlepiej co jest dobre dla ich dzieci i nie wiem  skąd ta pewność?

Skoro Ty matko idealna wiesz najlepiej, co jest dobre dla Twoich dzieci to idąc tym tokiem rozumowania Twoja mama wiedziała, co jest najlepsze dla Ciebie a teściowa co dla Twojego partnera?

Przecież my jesteśmy żywymi przykładami tego, że nasze mamy nawalały, że nie robiły wszystkiego dobrze.  Czy ta próba przekonania otoczenia wynika z braku pewności czy z jego nadmiaru? Gdyby matki wiedziały najlepiej, nikt z nas nie miałby żalu i pretensji, nikt nie miałby kompleksów.

Silne emocje do takiego obrotu sprawy biorą się z tego, że ja byłam takim dzieckiem, dla którego mama rzuciła się w wir pracy, żeby mieć nam na wszystko. Często też mówiła nam, że robi to dla nas, żeby nam niczego nie zabrakło a ja oddałabym wszystko za jedno wspólne popołudnie albo wypad do kina. Po latach wiem, że to co było dobre dla rodziny wcale nie było dobre dla mnie, bo mimo, że mam dobre relacje z mamą to mam syndrom za mało przytulanego dziecka (nie wiem, czy taki syndrom istnieje, ale objawia się potrzebą nieustannego tulenia i zapewniania o miłości).

Nie da się nie popełniać błędów a dopiero nasze dzieci zweryfikują czy nasze wybory i sposób postępowania był dla nich dobry. Możemy się starać być dobrymi matkami, możemy chcieć wszystkiego co najlepsze dla naszych dzieci ale pewność, że jesteś dobrą mamą da Ci dopiero zapewnienie Twoich dzieci.

Wydaj Ci się, że znasz swoje dziecko, że wiesz o nim wszystko? Jeszcze nie raz Cię zaskoczy, bo nie poznałaś go nawet w połowie i nigdy do końca nie poznasz a Twoje podejście sprawia, że nie poznasz go wcale, bo stworzony przez Ciebie  obraz Twojego dziecka wyprze  rzeczywistość.

Matko idealna- popatrz czasami w lustro, zrozum, że na świecie nie ma ideałów i ocknij się, bo przecież Twoje dziecko kocha Cię taką z wadami, czasami zapłakaną, szczerze roześmianą i mylącą się taką ludzką, taką ciepłą.

Ideały się podziwia, ale prawdziwa miłość jest wtedy, gdy umiesz przeprosić, gdy popełniasz błąd.

Nie wstydź się nie wiedzieć wszystkiego, nie wstydź się błądzić- Taki obraz mamy to dla dziecka znak, że ono też może popełniać w życiu błędy.

Mamo zrzuć maskę idealnej i super mamy, a okaże się, że dla dziecka taka normalna mama jest właśnie idealna.



czwartek, 18 września 2014

Bilans dwulatka

Bilans dwulatka to było dla nas dość ważne wydarzenie. Nie tylko dlatego, że Emi jest już dużą dziewczynką, ale też dlatego, że wiem, że boi się Pani doktor więc od tygodnia przygotowywałam ją do tego spotkania. Przeczytałam w necie na czym badanie ma polegać i tłumaczyłam Em, że Pani doktor obejrzy jej nóżki, jak chodzi popatrzy do oczek, zmierzy ciśnienie i posłucha serduszka. Em słuchała i z zainteresowaniem pokazywała, gdzie Pani doktor będzie jej zaglądać. Powtarzała, że już się nie boi i cieszyła się, gdy mówiłam, że dostanie śliczne naklejki.

W dniu wizyty jeszcze kilka razy wspomniałam, że dziś idziemy do lekarza i tam Pani doktor posłucha jej serduszka, że będzie warzona i mierzona tak jak w domku. Emi od rana trajkotała, że idziemy do Pani doktor, że będzie badanko a ja byłam coraz bardziej zadowolona i pewna, że wizyta przebiegnie szybko i treściwie z czynnym udziałem mojej córki.

Nic bardziej mylnego….

Po dotarciu do przychodni Em została zwarzona i zmierzona przez pielęgniarki. Waga 11,2 w pełnym ubraniu- pielęgniarka wpisuje w książeczkę 11. Mówię Pani, że córka ma dżinsy i trampki + pieluszka ale ona stwierdziła „ To nic” i wagi nie zmieniała. Myślę sobie to nic w końcu wiem ile warzy i lekarz poprawi. Wchodzimy do gabinetu. Em oczywiście zapomniała, że umie mówić więc praktycznie się nie odzywała. Pani doktor powiedziała, że tak naprawdę bilans 2- latka polega tylko na tym, by przypomnieć rodzicom o obowiązkowych szczepieniach, a że u nas z tym ok. to jedynie zachęca do zaszczepienia Em na pneumokoki. Spojrzała na siatkę centylów i stwierdziła, że bardzo wysoki centyl wzrostu i niski wagi ( cokolwiek to znaczy) spoglądając na mnie znacząco. Postanowiłam nie wspominać, że waga powinna być jeszcze niższa, bo bałam się tego spojrzenia :P

Zapytała jak się dziecko załatwia, czy sygnalizuje potrzeby i czy mówi, po czym kazała ją rozebrać i osłuchała serce. Em oczywiście zaczęła płakać przy zdejmowaniu sweterka i jedyne co powiedziała w gabinecie to „oddawaj sweterek” i  zakładamy sweterek”. Nie wiem jak Pani doktor tego dokonała przy wtórze wrzasków płaczu Em ale badanie serca zakończyła wynikiem pozytywnym. Po badaniu serca Pani doktor nam podziękowała i poprosiła następnego pacjenta. Wyszłam z gabinetu troszkę otępiała i płaczem i czasem jaki poświęcono mojemu dziecku. Zaglądam w książeczkę a tam wpis, że dziecko nie problemów z oczami, uszami i motoryka prawidłowa ( szkoda, że nie zeszła z moich kolon ani na moment). Poszłam do domu trochę zdziwiona i jednocześnie zniesmaczona, bo ja wiem, że moje dziecko rozwija się prawidłowo, ale Pani doktor już tej pewności mieć nie powinna. Gdyby tylko zajrzała w kartę Em wiedziałaby, że Emi była w ułożeniu pośladkowym a co za tym idzie miała duże problemy z bioderkami. (Na szczęście moja determinacja i codzienne ćwiczenia sprawiły, że cudem uniknęliśmy pieluszki ortopedycznej).Nikt nie sprawdził jak chodzi, nikt nie zmierzył jej ciśnienia, nikt nie sprawdził uzębienia.

Trochę jestem rozczarowana, bo gdyby z moim dzieckiem działo się coś niepokojącego to nikt by po takim badaniu tego nie zauważył. Na szczęście obserwuje Em codziennie i wiem, że wszystko z nią ok. Jedyne co teraz zamierzam zrobić to badanie krwi i moczu- a tak profilaktycznie, żebym była na 100% pewna, że wszystko z niunią jest w porządku.

A Em, no cóż… bez względu na ilość naklejek, kolorowanek i miłych słów nie polubi wizyt u lekarza.

A Wasze pociechy lubią czy panicznie się boją lekarzy?





środa, 17 września 2014

Co mnie denerwuje w innych blogach

Sztuczne afery

Znam i już nie czytuję kilka takich blogów, gdzie mama wyszukuje kontrowersyjne tematy nie po to, by się wypowiedzieć, ale żeby nabić statystyki. Każdy hejt jest publikowany na FB, żeby ponownie zajrzeć na stronę gdzie nikt nie czyta treści a same komentarze a negatywne opinie wiążą się z linczem i obelgami.

Fikcyjne konkursy

Niestety ale sama stałam się ofiarą takiego konkursu. Konkurs na blogu, polegał na losowaniu książki Tulleta. Ucieszyłam się strasznie, bo brakowało ( i nadal brakuje) nam pozycji „ Gdzie jest tytuł” do pełnej kolekcji. Nie mogłam uwierzyć, gdy okazało się, że to moje nazwisko zostało wylosowane. Przez całe trzy tygodnie cieszyłam się jak dziecko czekając na przesyłkę. Po kolejnym tygodniu bezowocnego oczekiwania zapytałam, czy nagroda została wysłana (pomyślałam, że zaginęła na poczcie)- brak odpowiedzi. Po kolejnych dwóch tygodniach napisałam, że proszę tylko o informację, czy to był lipny konkurs, bo ta książeczka to pozycja, którą chcę mieć, więc po prostu sobie kupię. Pani zapewniła, że konkurs to nie ściema i nagrodę wyśle jak wróci  za kilka dni z wakacji i….. cisza. Dodam, że Konkurs był w czerwcu a ostatnią wiadomość Pani wysłała 22 lipca.
Nieładnie. Nie rozumiem po co takie konkursy, skoro nie ma się zamiaru podejść do nich profesjonalnie to lepiej sobie podarować. Chodzi tylko o statystyki?  Pani już też nie czytam bo nie lubię niesłowności. JA gdy ktoś coś ode mnie wygra przesyłam praktycznie na drugi, trzeci dzień od otrzymania adresu- przecież, ktoś też czeka na tą przesyłkę.

Konkursy wśród przyjaciół

Ogromnie denerwują mnie konkursy organizowane tylko w celu pozyskania ciekawych nagród, by potem obdarować nimi znajomych i koleżanki. Nie chodzi mi o sytuację, gdy wygrywa świetne zdjęcie a okazuje się, że to znajoma, ale o takie, gdzie zdjęcie słabe a zgarnia główną nagrodę. Wiem, wiem wybór zdjęć to kwestia gustów, ale gdy w każdym konkursie nazwiska te same to naprawdę odechciewa się zabawy.

Idealna rodzina

Idealne mamy prowadzą idealne blogi , na których ich idealne dzieci mówią i chodzą w wieku 9 miesięcy, mają cudownych mężów, którzy kupują im kwiaty zabierają na kolację i noszą na rękach przez każdy możliwy próg. Mamy wstają skoro świt, bo tak lubią, szykują śniadanko dla pociech przy okazji sprzątając i prasując. Raz w tygodniu myją okna w swoim cudownym ogromnym domu , szykują 3 daniowe obiady i w między czasie prowadzą własny biznes. Ich dzieci są grzeczne, nie rozrabiają, jedzą sztućcami, same się myją i wcale nie brudzą. Idealne mamy nie narzekają, czują się spełnione w domu, ale zarabiają na tyle dobrze, że są w stanie same się utrzymać
Czytam i czytam a potem zwyczajnie wymiękam, bo idealne mamy raczej nie istnieją.


Wszechwiedza

Kolejny temat, który totalnie odstrasza mnie od bloga. Mama ma pół roczne dziecko, ale wie jak zachować się przy buncie dwulatka i kiedy zacznie sadzać na nocnik. Wie, że jej dziecko nie będzie miało drzemki w przedszkolu i na jakie studnia się wybiera. Zna odpowiedź na każde pytanie jeszcze zanim ono padnie. Nikt nie wie tyle co ona, no chyba, że Wszechmocny, ale przecież to ona jest matką więc może wie lepiej?

Zadufanie

Nic mnie tak nie odstrasza jak zadufanie. Czytywałam popularne blogi jednak zdecydowanie wolę te mniejsze, bo ta pewność siebie blogera jest nie do zniesienia. On ma rację na temat w którym się wypowiada a krytyka jest niedopuszczalna. Jego przecież kochają miliony. Bożyszcze tłumów wścieka się na innych, bo mają inne podejście do życia, bo ktoś go o coś poprosi- jego naszego guru blogowania? On nie zniża się do poziomu zwykłych blogujących mam. Jego sponsorzy kochają, tylko z nim chcą współpracować i tylko jego opinia liczy się w blogswerze. Takim blogom stanowczo mówię Nie.

Sponsorowane posty

Ogólnie posty sponsorowane nie są takie straszne i sama czasami ulegam opinii mamy, która pisze recenzję i kupuję gadżet czy książkę. Niestety często opis produkt troszkę mija się z prawdą, albo co gorsza mama zataja widoczne wady. Zamawiasz tak zachwalany produkt i co? Wielki klops. Wchodzisz na bloga czytasz i zastanawiasz się, czy to ten sam producent. Niby tak, niby ten sam produkt, niby opis się zgadza, ale w twoim odczuciu post był mocno przesadzony. Nie lubię takich sytuacji, gdy ktoś zachwala szmelc, albo ukrywa wady, bo skoro już się godzimy na współprace to robimy to nie dla gadżetów ale dla czytelników właśnie i to ich komfort powinien być na 1 miejscu.

Kółko wsparcia

Nie wiem co jest gorsze, sztuczne afery czy kółko wsparcia? Wchodzisz na bloga a tam mama pisze bzdury takie, że nie możesz uwierzyć, że publicznie się tym chwali zamiast schować w kątek a pod postem kilka- kilkanaście postów od najukochańszych psiapsiółek, że słusznie, że się należy, że dobrze robi. Krytyka jest zaszczekiwana a kółko utwierdza mamę w słuszności czasem absurdalnie głupich wyborów.

Blogowanie tylko dla gadżetów

Och, kocham blogi, które po 10 wejściach na ich blog proponują mi współpracę. Nawet nie chodzi o to, że ja mam więcej wejść niż one, albo, że ciężko jest testować np. ramki na zdjęcia ale o fakt, że gdyby chociaż weszły na mojego bloga wiedziałaby, że rękodziełem zajmuję się hobbistycznie a blog jest całkowicie poświęcony moim Em i Lil. Niestety większość z nowo powstałych blogów nawet nie zagląda, kogo miałoby sponsorować a wyszukuje po konkursach i stąd ta rozbieżność. Ja sama nie uważam się za osobę na tyle długo blogującą, by szarpać się na posty sponsorowane, co więcej taki post to jednak odpowiedzialność w końcu polecamy coś swoim czytelnikom, ale natura taka, że chcemy wszystko za darmo a rozumowanie- blog= kasa powoduje, że mamy wysyp blogów z wpisami raz na pół roku, szukających sponsorów.

Cenzura

Na końcu, bo temat najbardziej kontrowersyjny i wywołujący skrajne emocje. Z jednej strony rozumiem mamy blogujące, że nie życzą sobie hejtów na własnej stronie i denerwują się, gdy zazdrośnicy niekulturalnie odnoszą się do nich i ich bliskich, ale z drugiej strony w końcu po to jest blog publiczny, by każdy mógł się wypowiedzieć na dany temat. Nie trzeba się obrażać za różne opinie ani tym bardziej kasować posty, czy komentarze, bo opinia uznała, że mamy błędne zdanie. Zdarzyło mi się raz, że czytając blog natknęłam się na post o aborcji. Mama pisała otwarcie, że jedno z dzieci usunęła bo wtedy jeszcze go nie chciała i to jej ciało więc może z nim robić co zechce. Oczywiście zadziałało kółko wsparcia, które uznało, że zrobiła bardzo dobrze bo skoro nie chciała jeszcze dziecka to po co jej ono. Skomentowałam post pisząc, że dla mnie dziecko czy ma 2 miesiące, 2 dni czy 20 lat to człowiek i moim zdaniem, skoro dziecko jest odrębną istotą to już nie jest ciało kobiety a jego własne więc nie powinno się argumentować, że to moje ciało, bo ciało i owszem, ale w środku już jest oddzielne życie. Komentarz został usunięty po jakichś 20 minutach od publikacji, bo mama wcale nie chciała usłyszeć , że zrobiła źle czy samolubnie, ale właśnie, że to była dobra decyzja. Jak dla mnie to kompletnie bez sensu, bo skoro zdecydowała się poruszyć tak trudny temat jakim jest aborcja to powinna mieć świadomość, że nie każdy uznaje ją za prosty zabieg- prawie jak tabletki antykoncepcyjne.
Dyskusja nie polega przecież na tym, ze za każdym razem mamy przyklaskiwać mamom blogującym jakie to one są cudowne, ale właśnie na wymianie poglądów a cenzura ogranicza możliwości wypowiedzi. Skoro mamom zależy tylko na pozytywnych opiniach niech zamknął blogi tylko na te osoby, które komentują pozytywnie. Ja uważam, że pozytywna krytyka jest prawidłowa a nie usuwanie komentarzy negatywnych a odpowiedź na nie świadczy o kulturze osobistej piszącego.

A Wy czego nie lubicie w  blogach? A co denerwuje Was w moim?


środa, 10 września 2014

Projekt Samo_Się - Coś z niczego a zabawa na całego.

Temat na te dwa tygodnie to Coś z niczego a zabawa na całego.

Robienie zabawek z niczego to jedna z zabaw, które ja i Em lubimy najbardziej, ale nie chciałam powtarzać już zabaw i zabawek opisanych wcześniej na blogu.
Ten tydzień przyniósł trochę wyzwania, bo najciekawsze i najprostsza zabawki jak książeczka sensoryczna ( tutaj) , klocki czy filcowe zabawki już pokazywałyśmy a na bardziej skomplikowane zabawy Em jest jeszcze za malutka. Mama dumała, dumała i wydumała, że pokażemy Wam jak bawimy się na co dzień, czyli jak wymyślamy zabawy z przedmiotów codziennego użytku.

Pierwsza zabawa- Zabawki dla Lilki

Zabawki z rolek od papieru toaletowego  chodziły za mną od dawna, bo nie tylko tanie i łatwe w obsłudze, to ekologiczne i szybko się robią a ogranicza nas tylko własna wyobraźnia. Gdy jeden komplet nam się znudzi, możemy go wyrzucić i zrobić kolejne.
Em oczywiście dzielnie pomagała mamie przy tworzeniu zabawek. Sama wybierała rodzaje papieru i pomagała obklejać tasiemkami. Sama kolorowała wycięte przez mamę wzory i pomagała mi połączyć poszczególne elementy.






Po zainstalowaniu zabawki Em wpakowała się do łóżeczka Lili i objaśniała jej, co jest czym i jak należy się bawić. Teraz Lilka już bez pomocy korzysta z zabawki . Jedyny minusik to taki, że te malowane farbkami mogą służyć tylko do ćwiczenia nóżek, bo obślinione rączki zmazują farbę.







Kolejna zabawa- poszukiwanie skarbu.

Zabawa, która zajmuje mnie i Em na dłuższy czas. Mamy przy tym dużo śmiechu a przy okazji ćwiczymy nazwy poszczególnych przedmiotów i poznane wierszyki. Jeszcze, gdy Emi śpi chowam jakiś „ skarb” a na karteczkach rozpisuję drogę do niego dodając jakieś zadania. Po śniadanku Em dostaje pierwszą karteczkę ze wskazówką, gdzie szukać następnej.  Czasami są to rymowanki, czasami tylko zgadywanki, a czasami same zdania. Em szuka kolejnych wskazówek i w końcu dociera do celu- znajduje skarb. Najczęściej jest to jakiś deserek lub słodycz



































Niezawodne zabawy z koszem

Kosz to u nas naprawdę wielofunkcyjna rzecz, która służy do przechowywania, transportowania i dobrej zabawy.
Podłożony pod kosz gruby koc+ pasek od szlafroku dają samochód. Em każe się w nim wozić, wjeżdżać do garażu, parkować. Siedzi w nim i wozi misie. Trąbi i wydaje dźwięki rozpędzonego samochodu.


























Kosz świetnie służy też jako kosz do ćwiczenia celności. Wrzucam do niego piłki z różnych odległości, choć najczęściej Em i tak podchodzi , ale liczy się fakt, że wrzucając piłeczki wie, że trafi i może krzyczeć gooool na cały głos J









To są nasze pomysły na zabawy z niczego. Czekamy na kolejne zadanie.