piątek, 27 lutego 2015

Ambicje... przeleje na dziecko



http://demotywatory.pl/3051368/Ambicje/Ambicje


Ambicje do osiągania sukcesów to nieodłączny element życia. Chyba każdy marzył o tym by być znanym, lubianym i szanowanym za coś. Nie było istotne z jakiej dziedziny będziemy sławni liczył się fakt sławy.

Dorosłość zweryfikowałam marzenia i teraz wielu z nas nie zależy na poklasku, czy na byciu na świeczniku. Wiele osób zrealizowało własne pragnienia i stało się ekspertami w wybranej dziedzinie. Część też jest znanym we własnym środowisku i spełnia się zawodowo, ale jest duża grupa rodziców, którzy nie czują się spełnieni i o nich dziś mowa.

Znam i spotykam się z wieloma przypadkami, gdzie mama niespełniona modelka, tancerka czy aktorka na siłę wypycha dziecko na wybieg, przed obiektyw na deski, żeby tylko jej dziecko zostało zauważone.

Podoba mi się rozwijanie w dzieciach pasji od najmłodszych lat. Sama mam zamiar zapisać Em do szkoły muzycznej, bo to podobno rozwija zdolności matematyczne ale nie mam na to parcia. Jak nie odkryje tam siebie to nie mam zamiaru jej zmuszać do tego.

Wiem jak ogromną presją dla dziecka mogą być zbyt wygórowane ambicje rodziców i za wysoko stawiana poprzeczka. Nie chodzi tylko o fakt, że dziecko może nie podołać i zwątpi w swoje poczucie własnej wartości ale też o presję, która może w przyszłości wywoływać nie tylko problemy z własną akceptacją ale też problemy zdrowotne. Nie ma nic gorszego, niż dziecko, które zostało lekarzem, prawnikiem czy architektem bo tacie się takowy w domu marzył, czy córa, która realizuje marzenia mamy bo tej się nie udało gdy zaszła w ciąże.

Nie wspomnę o obciążeniu psychicznym z faktu, że dziecko czuje się odpowiedzialne za brak (często przerysowanych) sukcesów rodziców właśnie przez to, że pojawiło się na świecie. Ile razy słyszałam historie: „ Wiesz byłam najlepsza na roku…. Chcieli mnie zatrudnić…, Miałam przed sobą karierę…. ale ciąża wszystko przerwała.

Nie rozumiem takiego postępowania, bo po 1 ciąża nie musi niczego przekreślać , a po 2 dlaczego zrzucamy odpowiedzialność za własne błędy, złe decyzje na dziecko?

Wiele mam przekuło swoje umiejętności sprzed okresu macierzyństwa na po i teraz są zadowolonymi z siebie mamami i spełnionymi kobietami. Nie ma nic gorszego niż poświęcenie dla dziecka by potem móc mu to wypominać: „Bo ja dla ciebie…. a ty……”.


Nie powinniśmy przelewać własnych ambicji talentów czy planów życiowych na nasze dzieci, bo to indywidualne jednostki mające własne plany i talenty i my jako rodzice musimy pomóc im znaleźć własną drogę niezależna od nas a za własne życie jesteśmy odpowiedzialni tylko my sami !!!




wtorek, 24 lutego 2015

Moje własne cotton balls


Po remoncie pokoik Em nabrał wspaniałego charakteru. Jedyne czego nam brakowało to niebanalna lampka nocna, która rozświetlałaby ciemność, ale pozostawiała niedrażniące i nie za jasne światło. Zakochałam się w cotton balls-ach i chciałam je kupić, ale doszłam do wniosku, że mogę zrobić je sama.


Do zrobienia swoich własnych cotton balls potrzeba:
Nożyczki
Kordonek w dowolnym kolorze
Balony
Oliwkę dla dzieci
Szklanki, lub kieliszki do osadzenia kul




Zaczynamy od nadmuchania balonów na dowolną wielkość. U mnie kule są wielkości ok 13 cm, średnicy, więc całkiem spore, ale właśnie taka wielkość była dla mnie optymalna. Następnie rozrabiamy wikol z wodą. Proporcje tak 1:1, ale nie musicie być mega skrupulatni ;)
Moczymy kordonek w roztworze kleju. Nacieramy balon oliwą i zaczynamy obtaczać balon kordonkiem.

 Obtaczamy starając się zachować kształt koła. 


Po osiągnięciu optymalnego dla nas oplecenia odcinamy nadmiar kordonku i odkładamy na kieliszek do wyschnięcia.



Ja korzystałam z 4 rodzajów kordonka. 60 m starczał mi na 1 kulę, natomiast 100 metrowe na 2 a 200 nawet na 5.

Gdy kule wyschły (potrzebują minimum dobę na dobre doschnięcie) przebijałam balon i wyciągałam jego resztki. 



Mąż kupił lampki choinkowe (niestety z zielonym sznurem, bo nie ma sezonu na ozdoby choinkowe, choć tego praktycznie nie widać). Następnie nacinał delikatnie kule i wkładał do środka lampki. Kule są bardzo elastyczne więc można je dowolnie wyginąć, żeby umieścić w środku lampki, a po odgięciu rozcięcia praktycznie nie widać.

Tym sposobem stworzyłam Lamki do pokoju Emi, 




lampki do naszej sypialni 




i lampę do kuchni (tu zamiast balona skorzystałam z dmuchanej piłki plażowej)






 Prawda, ze wyglądają nieziemsko :)


środa, 18 lutego 2015

Sałatka z tuńczyka na ostro


Ogólnie nie przepadałam za sałatkami z tuńczyka. Pasta wyglądająca jak rozmemłany posiłek przyklejająca się do podniebienia odstraszała mnie skutecznie przez kilka lat do zakupu tej ryby. W jakiejś gazetce znalazłam przepis na tuńczyka na ostro i postanowiłam spróbować. Nie tylko doskonała konsystencja wyczuwalnych składników, ale też nieziemski smak i świetny wygląd sprawiły, że tuńczyk na stałe gości w mojej kuchni, a sałatka to moja firmowa przystawka na każde przyjęcie.
Sposób robienia jest banalnie prosty, składniki ogólnie dostępne, więc nic tylko robic i cieszyć się smakiem.

Potrzebujemy:

3 jajka  jajek ugotowanych na twardo
 2 puszki tuńczyka ( najlepszy do niej jest w kawałkach w sosie własnym, ja kupuję w Lidlu)
 1 pęczek szczypiorku
1 puszka kukurydzy konserwowej
2-3 łyżki majonezu
2-3 łyżki jogurtu naturalnego typu grecki
Ketchup
Sól, pieprz, papryka ostra (chili), ew. curry
1 kostka sera żółtego


Sos:

Mieszamy majonez, jogurt naturalny i ketchup. Do tego sól, pieprz, papryka ostra do smaku. ( sos doprawiamy wg. uznania: więcej papryki sos ostry, zamiast ostrej papryka słodka, sos delikatniejszy)



Sałatka:

Odsączamy tuńczyka i kukurydzę, kroimy szczypiorek. Jajka obieramy, oddzielmy żółtka od białka i białko kroimy( Ew trzemy na tarce). Ser ucieramy na tarce.


Przygotowanie:

W szklanej misce układamy warstwami:
·         Połowę żółtego sera
·         Białko
·         Połowę sosu
·         Szczypiorek
·         Tuńczyka
·         Resztę sosu
·         Kukurydzę
·         Resztę sera
·         Na wierzch rozdrobnione żółtko

Smacznego :)

poniedziałek, 16 lutego 2015

Seksualność w związku


Niestety rozczaruje tych którzy liczyli, że zdradzę  Wam tajemnice mojej alkowy. Dla mnie seksualność to nie tylko seks, ale przede wszystkim świadomość piękna swojego ciała, spontaniczność i akceptacja zmian. Kobieta świadoma swojej seksualności to kobieta spełniona, akceptująca siebie i swoje ciało ….

Każdy z nas pamięta jak to było zanim pojawiły się pociechy. Byliśmy młodzi, piękni i energiczni więc poczucie własnej wartości szybowało w górę. Przecież wtedy nic nie było niemożliwe. Spontaniczność i świetna zabawa to podstawa funkcjonowania i nie było niczego, co mogłoby nas zatrzymać czy ograniczyć.

Dziś jest trochę inaczej. Nasza spontaniczność ogranicza się do obejrzenia komedii na vod gdy dzieci zasną, a szaleństwem jest wyjście do kina częściej niż raz na pół roku. Zapatrzeni w dzieci czasami zapominamy o własnych potrzebach i tworzymy malutkie dystanse, które z czasem okazują się być barierami nie do przeskoczenia. Jak im zapobiec?


Spontaniczność


To niesamowicie ważny element związku. Nie ważne czy masz jedno dwa czy 5 dzieci lub nie masz ich wcale, rutyna zabija związek. Nie można pozwolić sobie na brak spontaniczności i mimo, że na początku wepchanie dziecka w ręce dziadków czy niani 10 minut po zaplanowanym wyjściu wzbudza poczucie winy, ale takie oderwanie jest niesamowicie potrzebne. Jeż zostawienie dziecka z kimś innym nie wchodzi w grę, to nikt też nie powiedział, że spontaniczność wyklucza dzieci. Pobudka w sobotę i spontaniczny wypad do lasu czy na wycieczkę poza miasto wzmacnia relacje, ładuje akumulatorki, ale przede wszystkim uświadamia, że życie to  nie tylko zakupy, plac zabaw i dom, to też relacje i potrzeba bliskości, których zaniedbać nie wolno.


Potrzeba bliskości


Na początku pieszczoty, pocałunki to rzecz codzienna z czasem coraz rzadsza a przy dzieciach wręcz luksus, ale nie wolno o niej zapomnieć. My kobiety potrzebujemy akceptacji i ciepła szczególnie po porodzie, gdy hormony spustoszyły nasz organizm a poczucie własnej wartości często spada na łeb na szyję. W końcu mamy kilka kilogramów więcej, rozstępy tam i tu i brzydki brzuch. W takich sytuacjach pocałunki, przytulanie czy komplement podbudują samopoczucie, świadomość akceptacji przez partnera zmniejsza te niedoskonałości. Kobieta kochana i świadoma tej miłości to kobieta, która siebie akceptuje więc i automatycznie pełna seksualności . Brak bliskości tylko pogłębia problem braku akceptacji swojego ciała a to prowadzi do spadku libido.


Romantyzm


W ferworze dnia codziennego zapominamy o tym, że poza rolami rodziców jesteśmy też partnerkami a przede wszystkim kobietami, które potrzebują bliskości i miłości. Lampka wina i wieczorna kąpiel, romantyczna kolacja przy świecach, czy kwiat kupiony bez okazji to gesty, które wzmacniają związek i poczucie własnej wartości. Nie ma znaczenia, że po kolacji zostaną w zlewie Garki, bo była w domu a romantyczny wieczór to taki, przed telewizorem w otoczeniu świec i z ukochaną komedią romantyczną, liczy się gest.


Dbanie o siebie


Oj tak, łatwo powiedzieć. Wiem, jak łatwo zapomnieć o fryzjerze, kosmetyczce czy wyjściu na basen, gdy trzeba tak zorganizować czas, by dzieci miały opiekę, ale nie jest to niemożliwe. Dla mnie wyjście do kosmetyczki to też czas relaksu i odpoczynku, a że nie zdarza się często wiele zabiegów organizuję w domu. Poranna toaleta nie musi ograniczać się do umycia zębów i wrzucenia na siebie pomiętego dresu. W tym wypadku nie chodzi o dobre wyglądanie dla męża, ale o własne przekonanie o swojej atrakcyjności. Nawet w dresie i z rozczochranymi włosami, gdy kobieta jest świadoma swojego ciała wygląda atrakcyjnie. 


Zapach wanilii, przyćmione światło, w tle muzyka a ja w gorącej wodzie…. Pełen relaks i choć wiem, że za 5 minut światło się zapali a do środka wpakuje Em z chęcią wspólnej kąpieli to ten czas tylko dla mnie daje namiastkę wyciszenia.


wtorek, 10 lutego 2015

A co z drugim?

Nie wiem, czy wy też to zauważyliście, ale gdy u jedynaka pojawia się rodzeństwo (zwłaszcza jak jest mały) to każdy mu współczuje. Nigdy nie słyszałam, by ktoś uznał, że fakt posiadania rodzeństwa to powód do zazdrości, nie tylko powód do współczucia. Jedynak musi się dzielić czasem z mamą i tatą, zabawkami a nie rzadko też pokojem. Jakim prawem ktoś zadecydował za niego o tym, z kim i kiedy będzie musiał się wszystkim dzielić? Nikt go o zdanie nie zapytał, nikt z nim kwestii nie omówił, postawiono go przed faktem, będziesz miał młodsze rodzeństwo. Skończył się czas noszenia na rękach i rozpieszczania, bo teraz należałoby rozpieszczać młodsze, to je nosić na rękach, to do niego gugać a starszak- w końcu jest starszy więc zrozumie.

Przez całe swoje życie z nikim niczym się nie dzielił i nagle bum. Musi nauczyć się współistnienia z kimś, kto tak jak on wymaga uwagi, miłości i czasu. Jak sobie z tym radzić?

Krecią robotę odwalą za was wszyscy dokoła, powtarzając jaki on biedny, bo jeszcze taki malutki a tu ktoś bezczelnie zabiera mu mamę i tatę. Skończył się czas zabaw a zaczyna ciężka praca. Nie ma już ciepłych rąk mamy, nie ma nocnych wygłupów z tatą. Liczymy, że po prostu zrozumie, że jego czas się skończyła a zaczyna czas młodszego, więc współczujemy. W końcu przez rok, dwa zdążył się przyzwyczaić do posiadania na własność a teraz już nie może, bo uwaga skoncentrowana jest na młodszym.

Starszak musi dorosnąć w końcu w domu pojawił się niemowlak, wiec on jest już duży.

U nas jest inaczej. Jeżeli pozwalam na coś Lili, to i Emi nie zabraniam- przecież to logiczne, że skoro może młodsza to tym bardziej starsza. Kiedy słyszę głosy, że Emi jest skrzywdzona, bo pojawiła się Lili, zastanawiam się, czemu nikt nie współczuje Lili? Ona ma od początku gorzej. Ona nigdy nie doświadczyła 100 % mojej uwagi, czasu tylko ze mną, bo zawsze w pobliżu jest Emi. Ona od początku musiała się mną dzielić, musiała dzielić się swoimi zabawkami, żeby Em nie była zazdrosna, a większość rzeczy też nie jest jej, bo przecież wyprawka jest po Emi. Prawie wszystkie ciuszki i zabawki to rzeczy po Em. Kontakty z dziadkami też Emi ma lepsze, bo jest starsza, bo była pierwszą wnuczką, bo jest „ prostsza” w obsłudze, bo już sama je, bo…

Pojawia się też porównanie. Emi w tym wieku, już…… Przyznaję, że mi też zdarzyło się porównać je ze sobą, ale szybko doszłam do wniosku, że z tego nic nie wynika, bo każda rozwija się we własnym tempie.

Lila ma pod górkę od początku, ale nad nią nikt się nie pochyla, jej nikt nie współczuje bo jest druga. Współczujemy tylko tym dzieciom, które czegoś doświadczyły by stracić a tym, którym nigdy nie było dane doświadczyć już nie, w końcu nie ma czego. Przyjmujemy za oczywisty fakt, ze drugie dziecko nie potrzebuje czasu tylko z mamą skoro od początku się nią dzieliło, przyjmujemy, ze dokonując wyboru między dobrem starszego a młodszego starsze ma pierwszeństwo, bo jest starsze. Zakładamy, ze nie mamy prawa poświęcać czasu starszego na rzecz młodszego rodzeństwa, bo starsze poczuje się skrzywdzone. A co z młodszym? Czemu nad nim nikt się nie ulituje? Czemu jemu nikt nie współczuje? Czemu młodsze musi się wszystkim dzielić i wszystko dostawać w spadku? Czemu zakup czegoś nowego wiąże się z pukaniem się w czoło, bo w końcu może mieć wszystko po starszym? Czy naprawdę młodsze nie może chcieć mieć mamy tylko do własnej dyspozycji?

Zaraz pewnie usłyszę, ze młodsze ma lepiej, bo jest słodsze, bo gdy płaczę mama jest przy nim, bo jest noszone i rozpieszczane z racji, że jest bobasem. Tylko, że faworyzowanie młodszego tylko dla tego, ze jest młodsze to też rzucanie mu kłód pod nogi. Zazdrość, konflikty między rodzeństwem i „ustąp bo jesteś starszy” raczej nie pomagają w dobrych relacjach.

Pojawienie się rodzeństwa jest cudowne ale i trudne nie tylko dla dotychczasowego jedynaka, ale też dla tego dziecka, które dopiero się pojawiło. Nie ma złotego środka, nie ma słusznego rozwiązania, bo gdy poświęcamy uwagi jednemu, cierpi drugie i na odwrót, ale wiem jedno- poza zauważaniem zmian w życiu starszaka warto też zwracać uwagę na to by mieć czas tylko dla młodszego.

Dwoje dzieci to czas cudownego doświadczenia rodzicielstwa ale też ogromne wyzwanie, któremu nie tak łatwo podołać. Kochajmy i rozpieszczajmy nasze pierworodne dzieci, uczmy je miłości do rodzeństwa i umiejętności dzielenia, spędzajmy z nimi czas sam na sam i nie zapominajmy, że dokładnie to samo należy się młodszemu rodzeństwu.

Moja mama często powtarzała: „Sprawiedliwie nie zawsze znaczy po równo.” W tym wypadku się z nią nie zgodzę. Miłość i uwagę dzielmy po równo. Niech każde z dzieci dostanie jej 100%, bo przecież miłość się nie dzieli a mnoży :)




czwartek, 5 lutego 2015

Spokorniałam




Poród Emi nie należał do trudnych. W końcu pośladki i ustalony termin cc to nie to samo, co paniczna jazda do Kliniki oddalonej o 120 km ze skurczami co 2-3 minuty. Emi była najspokojniejszym niemowlakiem, jakie miałam okazję poznać a ja, no cóż, puchłam z dumy przekonana o tym, że to moja zasługa.  Współczułam rodzicom, którzy bezradnie bujali, lulali i wozili dziecko samochodem, by mieć choć pół godziny ciszy przekonana, że sami są sobie winni. Rozpieszczone noworodki (sic) umiały sobie owinąć wokół palca sfrustrowanych rodziców a oni robili wszystko by tylko dziecko nie wyło. Jak można nie wyjść z dzieckiem na spacer, albo nie mieć czasu ugotować obiadu? Przecież niemowlaki dużo śpią, a jak nie śpią wrzucasz do bujaka i po sprawie.

W naturze nic nie ginie, więc na świat przyszła Lili. Dziecko nieodkładane, płaczące i praktycznie ciągle głodne. Niemowlę, które od początku budziło się na dźwięk szeleszczącej kołdry a przebudzone za nic w świecie nie chciało zasnąć. Które płakało na spacerze i nie zasypiało w wózku. Dźwięk suszarki wprawiał ją w jeszcze większą irytację a pierś stała się jej własnością. Próba położenia na kocu, w łóżeczku czy na bujaku kończyła się wyciem (nie mylić z płaczem). Ton i barwa głosu to wycie lub nie wycie. Nie było nic pośredniego. Pobudki co pół godziny, co godzinę na karmienie i wycie to początki naszego wspólnego życia. Choć minęło dopiero 8 m-cy to z pierwszych 3-4 naprawdę mało pamiętam. Macierzyństwo nie cieszyło, płacz i stres się nasilał, pokarm zanikł a frustracja rosła.

Przeszliśmy na butelkę. Ilość wypijanego mleka nijak się miała do snu Lil. Zjadła i nie spała, nie zjadła i spała, wzięła dwa łyki i spała godzinę, wypiła pół porcji i spała 30 minut. Chaos, zwątpienie i totalne rozczarowanie, wręcz podwójne, bo przecież jedno dziecko już mamy a tu okazuje się, że kompletnie sobie nie radzimy z drugim.
Komentarze, że rozpieściłam młodszą, że jest głodna bo mleko mam „chude”, wryły mi się w głowę a ja kurczyłam się z dnia na dzień. Jak można nie umieć uspać ( celowo nie uśpić, bo mam z tym jakieś dziwne skojarzenia) dziecka w wózku?, jak można nie iść z nim na spacer?, jak można nie umieć sobie poradzić z niemowlakiem?

Zaczęłam szukać, przecież aż tak nie mogłam spaprać sprawy, tak?

Przewartościowanie życia, zmiana sposobu wychowania i dziecko jakby inne, a może zmieniło się tylko moje spojrzenie na jej zachowanie. Płacze, bo mnie potrzebuje, chce na ręce bo pragnie bliskości, nie śpi bo jest ciekawa świata.


Miesiące mijały, a ja nauczyłam się słuchać swojego dziecka. Zmiana myślenia i frustracja znowu zamienia się w spokój i zaufanie do swojego instynktu. Nauczyłam się doceniać ich energię i zapał, nauczyłam się reagować na wrzask bez nerwów i agresji, nauczyłam się angażować do pomocy rodzinę. Już nie jestem sama, czuje się silna, od niedawna uczę się czym jest rodzicielstwo. Nie krzyczę, nie karze, kocham, przytulam i tłumacze i choć czasem brakuje mi sił, to wiem, że taki wybór się opłaci. Bywa naprawdę trudno, bywa, że mam dość i pragnę szybkich i prostych rozwiązań, popełniam błędy, ale się nie poddaje, przecież w końcu i ja się nauczę być dobrym rodzicem.