Z roku na rok prawdopodobieństwo, że uciekniemy gdzieś bez
dzieci maleje, nie tylko ze względu na fakt, że dzieci są coraz większe, więc i
pokusa pokazania im świata większa, ale też dlatego, że ciężko się rozstać na
tak długo.
W tym roku podjęliśmy próbę i wybraliśmy się na weekend do
Berlina. Wycieczka zorganizowana z przewodnikiem, więc ciężej się wycofać i tak
chcąc nie chcąc wyruszyliśmy. Pierwsza noc to poczucie wolności, wielka radość,
że uda mi się wyspać, odsapnąć od dnia codziennego, zobaczyć troszkę świata i
naładować baterie na kolejne miesiące. Pierwszy dzień to intensywny odpoczynek
na tropikalnej wyspie. Oczywiście pierwsza myśl, to taka, że szkoda, że dzieci
nie ma z nami, bo na pewno by się świetnie bawiły i obietnica, że wrócimy tam z
nimi. Sama atrakcja naprawdę ciekawa nie tylko dla maluszków, ale jak dla mnie
tropikalny klimat jest za duży jak na dłuższy pobyt. Jeden dzień w zupełności nam
wystarczył i nie wyobrażam sobie pozostanie pod tą kopułą na noc w hotelu.
Ogólnie pomysł jak najbardziej trafiony, klimat miejsca całkiem sympatyczny,
sporo ciekawych miejsc do zwiedzania i odpoczynku. Tropikalna wyspa to idealne
miejsce na jednodniowy odpoczynek i poczucie się jak na wyspach bali J
Kolejne dni nie były już takie relaksujące, nie tylko ze
względu na fakt, że w planie mieliśmy intensywne zwiedzanie, ale przede
wszystkim dlatego, że wyparowała ze mnie cała ułuda wolności i zaczęła się
ogromna tęsknota za moimi skarbami.
Berlin mnie nie zachwycił kompletnie. Nie wiem, czy to wina
tęsknoty, czy wrażenia, ale czułam się zamknięta w PRL-owskim mieście, do
którego cywilizacja dociera powoli, a smutek i szarość budynków z czasu
Komunizmu przepełniał mnie smutkiem i poczuciem jakiegoś wewnętrznego niesmaku i
braku estetyki ( poza bramą Brandenburską of course).
Drezno to kolejne miejsce do którego chciałabym wrócić z dziećmi. Miasto urzekło mnie w całości i nie tylko cudowną starówką i barokowymi budowlami, ale klimatem i niezwykłymi widokami.
W każdym miejscu myślałam o tym, że chciałabym tu wrócić z
dziewczynkami. Tęsknota dawała mi się we znaki niemiłosiernie. Dodatkowo
denerwowało mnie, że D. potrafił się zrelaksować i nie tęsknił, a przynajmniej
nie okazywał tego, że tęskni tak mocno jak ja. Powrót do Wrocławia to był już
cios poniżej pasa. Telefon do domu i prośba Emi, żebym wracała i wzięła ją na
ręce powaliła mnie na ziemię. Zbierałam się nie mogąc powstrzymać łez. Mimo, że
Wrocław będzie zaraz po Krakowie moim ulubionym miastem to brak dzieci, zły
humor i temperatury dały się nam ostro we znaki, więc chodziliśmy jak tykające
baby. Myślę, że doskonale widać na zdjęciach w jakich byliśmy humorach a ja jedyne
o czym myślałam, to żeby wyjechać z Wrocławia jak najszybciej, bo wtedy
wcześniej dotrę do domu.
Przyjechałam w środku nocy, a mimo to obie obudziły
się gdy przyszłam zobaczyć je śpiące i skończyło się na nocnych rozmowach i
tuleniu.
Mieliśmy w planach tygodniowy wyjazd do Chorwacji i Czarnogóry we
wrześniu, ale wiem, że ja bez dzieci już się nigdzie nie wybieram. Dla mnie ten
wyjazd pokazał, że nie mając dzieci obok siebie nie tylko nie umiem się zrelaksować
ale też stresuję się jeszcze bardziej. Jeden dzień gdy skarby nocują u babci to
ładowanie akumulatorków, kilka dni to zwyczajna męka. Dla mnie wypad bez dzieci na wakacje to jak wyjazd bez serca, niby jesteś, niby zwiedzasz a myślami jesteś przy tych, których kochasz najmocniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz