poniedziałek, 20 lipca 2015

Ja to mam szczęście




Pobudka kopniakiem w twarz. Chwila ciszy i znowu to słyszę. Płacz, nie to wrzask połączony z jojczeniem. Lila się obudziła. Chwila konsternacji. Jestem w łóżku z nogą Emi na twarzy. Zerkam na zegarek 6.40. Pora wstać. Płacz jest coraz głośniejszy. Trzeba zrobić mleko, może jeszcze zaśnie. Pęcherz zaczyna mi pękać, ale nie mam czasu iść do toalety, bo Lil zaraz obudzi Emi. Mleko gotowe lecę do pokoju. Zaczyna się wojna. Lila wiszczy, bo widzi mleko a ja muszę ją jeszcze przewinąć. Ok. Lila spi. Zerkam na zegarek. 7.00. Nie ma sensu się już kłaść. Lecę do toalety i na kawę. Ok. zdążę jeszcze poćwiczyć zanim wstanie na dobre. 8.00 włączam Chodakowską i słyszę płacz. No nie, dziś znowu nie dam rady poćwiczyć. Zabieram się za śniadanie i ogarnięcie harmideru z poprzedniego dnia. Stosy garów, wszędzie zabawki i ogromna sterta prania. Witaj mój dniu. Zaczynam ogarnianie i czuję jak narasta moja złość. Przecież wrzucenie ciuchów dzieci do kosza na pranie i wstawienie brudnych talerzy to chwila, a jednak D. znowu zapomniał. Złość. Znacie to?

Ja denerwowałam się brudnymi skarpetkami i brakiem worków w koszu. Wkurzało mnie, że brudne ciuchy dzieci zawsze czekają na mnie w zlewie, bo D nigdy ich nie zapiera. Wkurzało, teraz już nie, bo dotarło do mnie jak wielkie mam szczęście.

Codzienność potrafi sprawić, że zapominamy, jak ogromnym szczęściem jest to co mamy. Przecież te brudne skarpety znaczą, że nie chodzimy boso, a pusty kosz, że mieliśmy co jeść. Płacz moich dzieci przypomina mi, że są zdrowe i pełne sił, a moje zmęczenie to dowód, że mam dla kogo żyć.

Historia Kajtka sprawiła, że uświadomiłam sobie jak wielkie mam szczęście i jak szybko mogę się do niego przyzwyczaić, zapominając, że to czym zostałam obdarzone nie jest mi zagwarantowane. Wystarczy chwila, czasem mniej, by stracić wszystko, a ja wkurzam się na jakieś głupie skarpety. Czym jest bałagan w domu w obliczu tragedii jakie spotykają innych. Czym byłby w obliczu mojej własnej tragedii. Jak taki detal i tak mało ważna sprawa była w stanie popsuć mi cały dzień. Teraz nie wiem. Dziś, zanim zdążę się zdenerwować myślę, co by było, gdybym nie miała tego bałaganu. Jak wyglądałoby moje życie bez nich i złość mija. Zastępuje ją radość, że mam to co mam. Rachunki, dom, cudowne dzieci i wspaniałego męża, który tak jak ja ma wady, ale morze zalet, które dopiero zaczynam dostrzegać. To nie on musiał się zmienić, by zaczęło nam się układać. To ja musiałam popracować nad sobą.


Śmiech to moja codzienność. Radość z małych rzeczy i oddanie siebie innym. To wraca. Znikają własne lęki i frustracja. Zapominam o pierdołach i cieszę się dniem. Brudne garnki, bałagan w łazience? Urządzimy dziś wielkie sprzątanie z dziewczynkami a jak nam się nie będzie chciało to porobimy coś innego. Dziś mi się nie chce, więc sprzątanie przekładam na jutro. Bałagan w domu to znak, że mogę się beztrosko bawić z dziewczynkami i dowód, że zmieniłam priorytety. Chcesz mnie odwiedzić? Teraz jak wpadniesz bez uprzedzenia musisz torować sobie drogę do salonu, w łazience pewnie przykleisz się do podłogi, ale ja pedantka z obsesja na punkcie kurzu mam to gdzieś. Jak bałagan zaczyna mnie denerwować to sprzątam, bo on denerwuje mnie, ale nie tracę już czasu na bezsensowne codzienne porządki. Po co? Jutro znowu będzie bałagan, a dziś już nie wróci, więc szkoda zmarnować je na złości, lepiej się poprzytulać J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz