Listopadowa aura
nastraja mnie na melancholijno- leniwy nastrój. Mam ochotę spać do południa i
wracać do łóżka zaraz po zapadnięciu zmroku. Nic mi się nie chce robić w domu.
Przestawiam tylko rzeczy z kąta w kąt i udaję, że jest czysto a gdy zapada
wieczór a ja myślę, że przydało by się coś jednak zrobić od razu pojawia się
wizja łóżka i ciepłej kołdry.
W naszym życiu
ostatnio dużo się dzieje a ja nie mam siły za nim nadążyć. Jestem z dziećmi cały dzień, Decu szycie,
przedszkole, dom, obiady pranie…… , zresztą sami wiecie jak jest z dwójką
dzieci. D. dwa etaty. Do tego budowa, trochę na głowie jest. Jak w to wszystko
wmiksuje się dwa wulkany energii nagle okazuje się, że sen to nie jest coś na
co przeciętny człowiek ma czas. O nie, sen staje się jakimś luksusem, na który
mogą sobie pozwolić tylko bogaci bezdzietni single, którzy mają zajebistą
pracę.
Gdy twoje
dziecko postanawia do 2 roku życia budzić się po kilka razy w nocy
,sen staje się niezaspokojoną potrzebą i ląduje na szczycie piramidy Maslowa.
Sen to jest twoja pierwsza myśl, gdy słyszysz budzik, a przecież niedawno się
położyłaś. Sen to jest pierwsza myśl, gdy tylko robi się ciemno a twoje ciało
poczuje ciepłą kanapę. Sen staje się twoim marzeniem, potrzeba, pragnieniem.
Gdziekolwiek w
jakiejkolwiek pozycji i chociaż na 5 minut, aby tylko przymknąć oko. Ja odczuwam to od niedawna, ale D. stał się
mistrzem kilkuminutowych drzemek. Spał na siedząco, z podparciem, w trakcie
filmu, rozmowy i w czasie postoju na światłach. Ja póki co gdy czuję, że po
ciele rozlewa się to znajome uczucie a stopy robią się nagle strasznie ciężkie
gonię po kawę i pożeram na szybko coś słodkiego. Ciśnienie podniesione, poziom
kofeiny uzupełniony i jakoś trzymam fason do wieczora. Łamanie następuje koło
17-18 i obydwoje walczymy o kawałek kanapy.
Kąpiel i kolacja
jest zmianowa, bo żadne z nas nie ma siły na realizację całości rytuału
wieczornego. Potem następuje totalny rozjazd. D. zasypia gdy jego głowa dotknie
czegokolwiek miękkiego, lub ciało zmieni pozycję ze stojącej na jakąkolwiek
inna a ja zaczynam działać. Mam wtedy milion myśli, czego nie zdążyłam z robić
i koniec końców nie zdążę bo jest wieczór. Potrafię takimi rozważaniami czuwać
do późna w nocy nie mogąc zasnąć a potem znowu budzę sie nieżywa. Próbowałam
już chyba wszystkiego. Nic z tego. Żadne tabletki, zioła, napary i publikacje
mi nie pomagają. Ze mnie taki typ, że gdy w ciągu dnia nie zrobię czegoś
spektakularnego, to dzień zaliczam do zmarnowanych. Zamiast spać i zbierać siły
roztaczam przed sobą wizję zmarnowanego dnia, niezrobionych rzeczy i bałaganu
jaki na mnie czeka.
Poranek –
pobudka i znowu brak siły. Do tego dochodzi frustracja wynikająca ze zmęczenia,
więc zamiast radosnej i pełnej pomysłów mamy, która co chwilę wymyśla córom
zabawy, jestem jak zombie. Większość rzeczy robię mechanicznie i czekam na
wieczór, gdy dzieci pójdą spać a ja będę miała chwilę dla siebie, by potem
okazało się, że jestem tak zmęczona minionym dniem, że jedyne o czym marzę to
łóżko.
Nie cierpię listopadowej aury, braku słońca i tego depresyjnego nastroju
dookoła.
Oby do wiosny !
Niestety wiele osób prowadzi tryb w życia na wysokich obrotach. Czasami warto zwolnić tempo i cieszyć się życiem.
OdpowiedzUsuń------------------------------------------------
cdcstomatologia.pl