Dziś są moje
urodziny , więc postanowiłam zrobić sobie malutki rachunek sumienia i mini
przegląd swojego życia. W końcu mam już 28 lat a to jakby nie patrzeć oznacza,
że bliżej mi już z każdym rokiem do spokojnej starości. Tak wiem, wiem ta droga może
być jeszcze daleka, ale w optymistycznej wersji z każdym rokiem półmetek życia coraz bliżej a
w pesymistycznej już za mną, więc refleksja nad własnym życiem jest jak
najbardziej na miejscu.
Zacznę od pozytywów.
Mam cudowne córeczki,
w których nie zmieniłabym nic, bo są idealne właśnie takie jakie są i naprawdę
fajnego męża (napisałabym wspaniałego, ale wiem, że czasami zdarza mu się
czytać bloga więc nie chcę, żeby zbytnio chwalony osiadł na laurach: )i wiele
pasji do rozwijania. Zakochałam się w szyciu i w decoupage i one stały się dla
mnie nie tylko świetnym sposobem na
podreperowanie domowego budżetu i wyciszenie się ale przede wszystkim dały mi
wiarę w siebie i swoje możliwości. Coraz lepsze efekty, coraz wspanialsze twory
i w końcu zaczęły pojawiać się propozycje współpracy na które tyle czekałam. To
dla mnie teraz motorek napędowy i siła do działania- świadomość, że komuś podoba
się to co robię na tyle, że jest w stanie za to zapłacić. Poczucie satysfakcja-
bezcenne.
Jestem
spełnioną matką i szczęśliwą żoną z ustabilizowanym życiem domowym. Rozpoczęta
budowa domu i świadomość , ze mam szansę zaistnieć na rynku pracy mimo, że w
sferze tak odmiennej od mojego wykształcenia daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Nie zmieniłabym w swoim życiu nic, bo mogłoby to sprawić, że nie byłabym w tym punkcie
co dziś , ale zdaje sobie sprawę, z przemijalności i ulotności tych wszystkich
chwil jakimi zostaliśmy obdarowani. Życie przecież jest tak kruche i tak
nietrwałe, że powinniśmy cieszyć się każdą chwilą, jaka była nam dana, bo nie
wiemy, czy jest szansa, żeby się powtórzyła.
Mam dziś
urodziny więc każdy życzy mi spełnienia marzeń a prawda jest taka, że większość
z nich już została spełniona a te, które są jeszcze przede mną mają szansę
realizacji wiec z satysfakcją mogę
powiedzieć, że właśnie takiego życia sobie życzyłam.
Jednak
urodziny to też taki czas, gdzie przychodzą refleksje nad tym jak szybko mija
czas. Moje ostatnie wspomnienie urodzin nie wiedzieć czemu to te 23, które jeszcze
jako studentka prawa wyprawiałam w domu. Nie wiem kiedy zleciało te 5 lat.
Teoretycznie pamiętam każde kolejne, ale te właśnie szczególnie zapadły mi w
pamięć, więc dziś uświadomiłam sobie, że choć pamiętam je jak wczoraj od tego
czasu minęło już tyle lat a moje życie całkowicie się zmieniło. Nie wiem, czy
gdybym wtedy spotkała siebie z teraz uwierzyłabym, że z ambitnej studentki
prącej do zdobycia dobrze płatnej pracy i nastawionej na robienie kariery
wykiełkuje mama i żona, której radość sprawia sprzątnie i zabawa z dziećmi.
Wiem, że nie
uda mi się, obejrzeć wszystkich filmów jakie chciałabym obejrzeć i przeczytania
wszystkich książek jakie chciałabym przeczytać, bo nie starczy mi życia. Wiem,
że nie uda mi się spełnić swoich wszystkich zachcianek, czasami błahych,
czasami dla mnie ważnych, bo moje zachcianki ustępują priorytetom jakim jest
rodzina i dzieci. Kiedyś mogłam pozwolić sobie na beztroskie podróże,
spontaniczne wypady do kina, czy siedzenie do późna w nocy nad dobrym filmem
czy książką bez szkody dla swojego życia. Dziś kino zastępuje mi ekran
telewizora i vod, gdy nie ma nic ciekawego w telewizji. Dziś spontaniczne wyjazdy
ograniczają się do planowania z tygodniowym wyprzedzeniem a o zagranicznych
wyprawach na razie zapominam. Wiem, że wiele par podróżuje z dziećmi mówiąc, że
takie wyjazdy są udane, ale dla mnie ciągniecie 2- latka na wycieczkę jest nie
tylko męczący i ograniczający dla
rodzica (kocham zwiedzać a nie wyobrażam sobie zabierać Em na całodniowe zwiedzanie) ale też nie wnosi nic do
życia dziecka, bo nie ma szans, żeby pamiętało takie wyjazdy. Nie wspomnę już o
względach finansowych, bo jakoś łatwiej przeznaczyć taką kwotę na dom niż
tygodniowy wyjazd, ale w sercu pozostaje pragnienie poznawania świata. Moim
marzeniem jest wyjazd do Ameryki Południowej do Chile, Peru . Obejrzenie Vilcabamba i Machu Picchu to marzenie, które wędruje za
mną już od kilku lat. Jako nastolatka i później studentka często wyjeżdżałam,
bo moja mama ciągle mi powtarzała, ze jak będę miała dzieci nie będę miała już
możliwości swobodnego wyjazdu i choć z lekkim niedowierzaniem jej słuchałam to
z przyjemnością oddawałam się możliwości zwiedzania świata, z myślą, że dzieci
nie będą stanowiły dla mnie przeszkody w corocznych wyjazdach. Dziś wiem, że o
ile nie są przeszkodą to jednak troszkę kłopotliwe jest wyjeżdżanie z tak małymi dziećmi na drugi koniec
świata a zostawienie ich na ten czas pod opieką dziadków sprawiłoby, że zamiast
cieszyć się wyjazdem sercem i myślami byłabym z nimi więc taki wyjazd nie przyniósł
by mi satysfakcji z poznania nowego miejsca. Mam nadzieję, że gdy dzieci nam dorosną,
a ja z D. będziemy mieć jeszcze siły i chęci zrealizuję to moje marzenie –
jedyne tak naprawdę i osiągnę pełnię szczęścia.
Dzieci utrudniają
spontaniczność i spełniane własnych potrzeb. Sprawiają, że zamiast mieć czas
dla siebie muszę go dzielić pomiędzy siebie i córki, ale za nic w świecie nie
zamieniłabym tego słodkiego „Sto lat” i „ Kocham Cię mamusiu” na żadne skarby
świata.
Mam 28 lat jestem mamą, żoną
i kurą domową i wiecie co- naprawdę jestem szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz