Poród Emi nie należał do
trudnych. W końcu pośladki i ustalony termin cc to nie to samo, co paniczna
jazda do Kliniki oddalonej o 120 km ze skurczami co 2-3 minuty. Emi była
najspokojniejszym niemowlakiem, jakie miałam okazję poznać a ja, no cóż, puchłam
z dumy przekonana o tym, że to moja zasługa.
Współczułam rodzicom, którzy bezradnie bujali, lulali i wozili dziecko
samochodem, by mieć choć pół godziny ciszy przekonana, że sami są sobie winni.
Rozpieszczone noworodki (sic) umiały sobie owinąć wokół palca sfrustrowanych
rodziców a oni robili wszystko by tylko dziecko nie wyło. Jak można nie wyjść z
dzieckiem na spacer, albo nie mieć czasu ugotować obiadu? Przecież niemowlaki
dużo śpią, a jak nie śpią wrzucasz do bujaka i po sprawie.
W naturze nic nie ginie, więc na
świat przyszła Lili. Dziecko nieodkładane, płaczące i praktycznie ciągle
głodne. Niemowlę, które od początku budziło się na dźwięk szeleszczącej kołdry
a przebudzone za nic w świecie nie chciało zasnąć. Które płakało na spacerze i
nie zasypiało w wózku. Dźwięk suszarki wprawiał ją w jeszcze większą irytację a
pierś stała się jej własnością. Próba położenia na kocu, w łóżeczku czy na
bujaku kończyła się wyciem (nie mylić z płaczem). Ton i barwa głosu to wycie
lub nie wycie. Nie było nic pośredniego. Pobudki co pół godziny, co godzinę na
karmienie i wycie to początki naszego wspólnego życia. Choć minęło dopiero 8
m-cy to z pierwszych 3-4 naprawdę mało pamiętam. Macierzyństwo nie cieszyło,
płacz i stres się nasilał, pokarm zanikł a frustracja rosła.
Przeszliśmy na butelkę. Ilość
wypijanego mleka nijak się miała do snu Lil. Zjadła i nie spała, nie zjadła i
spała, wzięła dwa łyki i spała godzinę, wypiła pół porcji i spała 30 minut.
Chaos, zwątpienie i totalne rozczarowanie, wręcz podwójne, bo przecież jedno
dziecko już mamy a tu okazuje się, że kompletnie sobie nie radzimy z drugim.
Komentarze, że rozpieściłam
młodszą, że jest głodna bo mleko mam „chude”, wryły mi się w głowę a ja kurczyłam
się z dnia na dzień. Jak można nie umieć uspać ( celowo nie uśpić, bo mam z tym
jakieś dziwne skojarzenia) dziecka w wózku?, jak można nie iść z nim na
spacer?, jak można nie umieć sobie poradzić z niemowlakiem?
Zaczęłam szukać, przecież aż tak
nie mogłam spaprać sprawy, tak?
Przewartościowanie życia, zmiana
sposobu wychowania i dziecko jakby inne, a może zmieniło się tylko moje
spojrzenie na jej zachowanie. Płacze, bo mnie potrzebuje, chce na ręce bo
pragnie bliskości, nie śpi bo jest ciekawa świata.
Miesiące mijały, a ja nauczyłam się słuchać
swojego dziecka. Zmiana myślenia i frustracja znowu zamienia się w spokój i zaufanie
do swojego instynktu. Nauczyłam się doceniać ich energię i zapał, nauczyłam się
reagować na wrzask bez nerwów i agresji, nauczyłam się angażować do pomocy
rodzinę. Już nie jestem sama, czuje się silna, od niedawna uczę się czym jest
rodzicielstwo. Nie krzyczę, nie karze, kocham, przytulam i tłumacze i choć
czasem brakuje mi sił, to wiem, że taki wybór się opłaci. Bywa naprawdę trudno,
bywa, że mam dość i pragnę szybkich i prostych rozwiązań, popełniam błędy, ale
się nie poddaje, przecież w końcu i ja się nauczę być dobrym rodzicem.
Bardzo fajny szczery wpis...tak szczery ze aż wzruszający :-)
OdpowiedzUsuńWpis bardzo szczery, aż łza się w oku kręci. Jesteś cudowną mamą, która robi wszystko by swoje dzieci uszczęśliwić. Dziewczynki będą kiedyś dumne ze swojej mamy, która tak dzielnie sobie radziła ze wszystkim. Jak na młodą mamę jesteś bardzo, bardzo zaradna i widać , że bardzo kochasz swoje dzieci.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń