czwartek, 5 lutego 2015

Spokorniałam




Poród Emi nie należał do trudnych. W końcu pośladki i ustalony termin cc to nie to samo, co paniczna jazda do Kliniki oddalonej o 120 km ze skurczami co 2-3 minuty. Emi była najspokojniejszym niemowlakiem, jakie miałam okazję poznać a ja, no cóż, puchłam z dumy przekonana o tym, że to moja zasługa.  Współczułam rodzicom, którzy bezradnie bujali, lulali i wozili dziecko samochodem, by mieć choć pół godziny ciszy przekonana, że sami są sobie winni. Rozpieszczone noworodki (sic) umiały sobie owinąć wokół palca sfrustrowanych rodziców a oni robili wszystko by tylko dziecko nie wyło. Jak można nie wyjść z dzieckiem na spacer, albo nie mieć czasu ugotować obiadu? Przecież niemowlaki dużo śpią, a jak nie śpią wrzucasz do bujaka i po sprawie.

W naturze nic nie ginie, więc na świat przyszła Lili. Dziecko nieodkładane, płaczące i praktycznie ciągle głodne. Niemowlę, które od początku budziło się na dźwięk szeleszczącej kołdry a przebudzone za nic w świecie nie chciało zasnąć. Które płakało na spacerze i nie zasypiało w wózku. Dźwięk suszarki wprawiał ją w jeszcze większą irytację a pierś stała się jej własnością. Próba położenia na kocu, w łóżeczku czy na bujaku kończyła się wyciem (nie mylić z płaczem). Ton i barwa głosu to wycie lub nie wycie. Nie było nic pośredniego. Pobudki co pół godziny, co godzinę na karmienie i wycie to początki naszego wspólnego życia. Choć minęło dopiero 8 m-cy to z pierwszych 3-4 naprawdę mało pamiętam. Macierzyństwo nie cieszyło, płacz i stres się nasilał, pokarm zanikł a frustracja rosła.

Przeszliśmy na butelkę. Ilość wypijanego mleka nijak się miała do snu Lil. Zjadła i nie spała, nie zjadła i spała, wzięła dwa łyki i spała godzinę, wypiła pół porcji i spała 30 minut. Chaos, zwątpienie i totalne rozczarowanie, wręcz podwójne, bo przecież jedno dziecko już mamy a tu okazuje się, że kompletnie sobie nie radzimy z drugim.
Komentarze, że rozpieściłam młodszą, że jest głodna bo mleko mam „chude”, wryły mi się w głowę a ja kurczyłam się z dnia na dzień. Jak można nie umieć uspać ( celowo nie uśpić, bo mam z tym jakieś dziwne skojarzenia) dziecka w wózku?, jak można nie iść z nim na spacer?, jak można nie umieć sobie poradzić z niemowlakiem?

Zaczęłam szukać, przecież aż tak nie mogłam spaprać sprawy, tak?

Przewartościowanie życia, zmiana sposobu wychowania i dziecko jakby inne, a może zmieniło się tylko moje spojrzenie na jej zachowanie. Płacze, bo mnie potrzebuje, chce na ręce bo pragnie bliskości, nie śpi bo jest ciekawa świata.


Miesiące mijały, a ja nauczyłam się słuchać swojego dziecka. Zmiana myślenia i frustracja znowu zamienia się w spokój i zaufanie do swojego instynktu. Nauczyłam się doceniać ich energię i zapał, nauczyłam się reagować na wrzask bez nerwów i agresji, nauczyłam się angażować do pomocy rodzinę. Już nie jestem sama, czuje się silna, od niedawna uczę się czym jest rodzicielstwo. Nie krzyczę, nie karze, kocham, przytulam i tłumacze i choć czasem brakuje mi sił, to wiem, że taki wybór się opłaci. Bywa naprawdę trudno, bywa, że mam dość i pragnę szybkich i prostych rozwiązań, popełniam błędy, ale się nie poddaje, przecież w końcu i ja się nauczę być dobrym rodzicem. 

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny szczery wpis...tak szczery ze aż wzruszający :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpis bardzo szczery, aż łza się w oku kręci. Jesteś cudowną mamą, która robi wszystko by swoje dzieci uszczęśliwić. Dziewczynki będą kiedyś dumne ze swojej mamy, która tak dzielnie sobie radziła ze wszystkim. Jak na młodą mamę jesteś bardzo, bardzo zaradna i widać , że bardzo kochasz swoje dzieci.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń