Zacznę od
tego, że sytuacje te są zaczerpnięte z własnego i doświadczeń bliskich i
znajomych mi kobiet. Nasi mężowie są lepsi i gorsi, ale na pewno nie idealni.
Nam niestety też wiele do ideałów brakuje, ale nie oznacza to, że nie możemy
nad sobą pracować i zmieniać swoich przyzwyczajeń, zachowań i nawyków by
poprawiać własne relacje.
Każda z nas
pewne cechy w parterze uwielbia a pewne ją denerwują. Psychologowie mówią, że
najważniejsze to mówienie o tym co nas boli czy denerwuje tak, by dać partnerowi
szansę na poprawę- ćwiczenie własnych słabości i dążenie do ideału. Sytuacje
takie mają za zadanie ułatwienie i poprawę relacji a dzięki komunikacji
powodują, że partnerzy nie konfliktują się z błahych powodów ( np. partnerkę
denerwuje inny sposób wyciskania pasty- zamiast za 100 razem robienie awantury
należy od razu powiedzieć partnerowi o problemie). Tyle w teorii .
Rzeczywistość
niestety weryfikuje nawet najlepsze teorie i psychologiczne scenariusze idealnego związku. A prawda wygląda tak, że na
początku mówiłam mężowi co mnie denerwuje stosując taktykę: „ Kochanie mógłbyś…., bo….. Dziękuje i Kocham Cię”.
Taktyka usłużnej uprzejmości skutkowała średnio ok. 1 tygodnia po czym wracaliśmy do początku.
Taktyka usłużnej uprzejmości skutkowała średnio ok. 1 tygodnia po czym wracaliśmy do początku.
Następnie wywoływałam taktykę „
Kotek prosiłam żebyś…., wiesz strasznie mnie to denerwuje możesz….”, która
odzew miała do ok. 4-5 dni.
Ponieważ psychologowie nie
zalecają używania słów typu ZAWSZE, NIGDY starałam nie cechować negatywnie
swoich wypowiedzi, ale…
Tak zawsze pojawia się ale…
Ale po setnym razie proszenia już
wybucham i mówię (o zgrozo): „Czemu ty
ZAWSZE….” „Czemu NIGDY…”, które mają skutek jeszcze krótszy niż poprzednie
taktyki .
Ostatnia negatywnie nacechowana
taktyka kończy się kłótnią, płaczem ( zawsze moim) i powrotem na start i nasza
zabawa w taktykę zaczyna się od początku.
Muszę
przyznać, że czasami powtórzenie taktyk od 1 do 3 powoduje, że dana denerwująca
mnie czynność zanika, ale najczęściej kończy się małym triumfem drugiej strony
a mianowicie przestaję zwracać mężowi uwagę.
Dookoła słyszę
tylko, że dobra gospodyni/ żona to to czy tamto. Wieczne opiniowanie i
krytykowanie działań poszczególnych mam i porównywanie ich do innych.
Czasami miewam
już dość słuchania, że mąż po pracy zmęczony to baba mogłaby łaskawie mu obiad
zrobić/ poprać/ posprzątać/ bo i tak w domu siedzi.
Bo przecież on
ma tyle na głowie, że mógł zapomnieć o urodzinach/ rocznicy czy innych ważnych
dla was świętem. Czemu tłumaczymy sobie (nasze mamy i babcie zresztą też), że
to taka męska natura, ze oni tak mają, ze nie ma o co się denerwować. Czemu matka pracująca ogarnia dom, pracę
dzieci i wszystko wokół a mąż ma tylko 1 zadanie praca? Przecież to matki
obowiązek zająć się domem i dziećmi „
łaski nie robi, że popierze” ( a ja się
pytam a on łaskę by zrobił jakby poprał?)
A jak już o
praniu mowa to jak to jest, że mężczyzna w samochodzie rozróżnia dźwięki
poszczególnych tłoków a w domu nie ma pojęcia jak nastawić pralkę? Przecież ona
ma o 90% mniej guzików niż kokpit samochodowy. Śmieją się z nas, że nie
wiemy co to spalony a sami nie potrafią zapamiętać 3 składnikowej listy zakupów.
Wiem, że nie
ma ideałów i samej mi wiele do ideału brakuje, ale staram się nad sobą pracować
i denerwuje mnie, gdy mówią mi bo ty to masz trudny charakter a Twój D. to …..
( tu pełno komplementów, bo moja rodzina uwielbia mojego męża), gdy ja wiem, że
tak kolorowo nie jest.
Czasami
drobiazgi, które raz, drugi nie denerwują po setnym powtórzeniu mogą
doprowadzić do awantury a wystarczy tylko słuchać i pracować nad związkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz