poniedziałek, 27 stycznia 2014

Horror przedporodowy



Jestem osobą, która słuchała dobrych rad innych, bo wychodziłam z założenia, że nie muszę popełniać błędów, które już ktoś popełnił, a mogę być o nie mądrzejsza, dlatego też przy pierwszej ciąży z zainteresowaniem słuchałam rad i opowiadań "już mam" na temat porodu i pielęgnacji dziecka. Część z nich mnie zniesmaczyła, część okazała się kompletną bzdurą ale część ułatwiła nam życie, bo tak naprawdę na początku my też dopiero uczyliśmy się obsługi naszego maleństwa. Nie wiem tylko dlaczego, każda matka uważa, że po 1 jest nieomylna i jej sposób na dziecko jest najlepszy a po 2 uważa, że gdy nie korzystasz z tych rad jesteś złą, głupią, nieodpowiedzialną (niepotrzebne skreślić) matką? O ile kończy się na bezsensownych radach w stylu koniecznie kupcie rożek bo u nas był niezastąpiony, które można puścić mimo uszu to da się przeżyć. Koszmar zaczyna się, gdy wchodzi w temat opowieści z krypty z serii „mój poród”.

Moja trauma przedporodowa nr.1 późno się zaczęła bo około 28 tygodnia i szybko skończyła bo ok. 32 już wiedziałam, że ze względu na ułożenie pośladkowe będzie cesarka i nikt mnie już samym porodem nie straszył. (Choć muszę przyznać, że byli też tacy, którzy są mądrzejsi od lekarza i twierdzili, że jak będę robiła przysiady to pierwsze też się obróci). Teraz gdy powłoki brzucha są luźniejsze  lekarz mówi, ze nawet przy pośladkach jest szansa, że dziecko się obróci. 

Oznacza to, że trauma przedporodowa nie dość, że zaczęła się wcześniej (już w  24 tygodniu) to i będzie trwać do samego końca :(. Już zaczynają się dobre rady w stylu:” cesarka to nie poród więc się zastanów”, „lepiej kup sobie cesarkę”,” tylko nie naturalnie”, „ty chyba głupia jesteś” i " u mnie to było..." tym podobne, które maja mnie odwieść od porodu naturalnego, bo skoro miałam już cesarkę to przecież to podstawa do wykonania kolejnej i nawet nie muszę specjalnie kombinować więc czemu tak się upieram na naturalny? Mój mąż, który nasłuchał się tych opowieści przy 1 ciąży (tak, tak, matki mówiącej o porodzie nie krępuje cudzy facet) jest przestraszony moją decyzją.

Nie wcale nie jestem kamikadze i nie kręci mnie ból. Nie, nie dlatego, że jestem ciekawa, głupia czy nienormalna, ale i tu uwaga!!!!! Z wygody!!!! (ależ zaraz mi się oberwie) Tak właśnie z wygody. Mam już jedną cesarkę za sobą i wiem, że to troszkę ograniczające, gdy nie można dźwigać i przez jakiś czas samodzielnie zajmować się dzieciem, a co jak ma się ich 2 sztuki?

Nie umiem wyobrazić sobie, że moja malutka Em wyciąga raczki, żeby przytulić się do mamy a ja jej mówię: „ Wiesz mama urodziła dzidziusia i teraz nie może dźwigać”. Poza tym termin na maj więc przed nami ciepłe dni i trzeba szybko do „płąskości” brzucha wracać, a po cesarce za szybko ćwiczyć też nie wolno.

Więc mając za i przeciw planuję (z dużym naciskiem na planuję) urodzić naturalnie 120 km od miejsca zamieszkania. Czeka mnie jeszcze dojazd do Kliniki już podczas pierwszych skurczów, bo nie chcę wywoływanego porodu i nie wiem po co mnie wszyscy straszą.

Rany będzie jak będzie. Czemu przed operacjami nie chodzą bliscy i nie mówią :” A wiesz ale Franek z 7 to zmarł po takiej operacji” tylko „ Trzymaj się będzie ok.” a gdy chodzi o poród to tylko słyszę: masakra, ból, krew, inne wydzieliny ciała, pot, łzy i zdanie:” Drugi to będzie cesarka.” Przecież taka operacja to tez nie jest taka super jak ją malują. Też boli, są rany i blizny, jest ryzyko, że coś pójdzie nie tak- zawsze są dobre i złe strony obu opcji.

Ja po wielu tygodniach myślenia wybieram właśnie poród naturalny ze znieczuleniem jak się uda a jak nie to bez i nikomu nic do tego na co się zdecydowałam. Nie wiem czy to dobry wybór. Nie wiem, czy nie będę żałowała, ale to moja ciąża mój dzieć i mój wybór. KONIEC I KROPKA.







1 komentarz:

  1. he he he ....dobre podejście. Ja też przy pierwszej ciąży się nasłuchałam na czytałam i jak bym mogła to bym z porodówki uciekła gdzie pieprz rośnie. Fakt bolało, znieczulenie źle poszło były komplikacje bo dzidzia źle ułożona bo łożysko nie odeszło bo jeszcze 100 innych rzeczy było nie tak łącznie z usypianiem mnie później utratą krwi i w ogóle no i co z tego 3 minuty później jak już było po wszystkim jak dostałam córeczkę już nie pamiętałam że bolało że było coś nie tak było mi dobrze i czułam się jak bym góry mogła przenosić chociaż bez pomocy innych nie byłam w stanie wstać z łózka phiiiii. a teraz czekam na powtórkę też w maju już wiem że zawsze coś może pójść nie tak ale mam to ....... byle synek urodził się zdrowy.

    OdpowiedzUsuń